Egipski Sharm- luksusowy skrawek Synaju

Autorem relacji i zdjęć jest:

Cóż - nie młoda ciałem, ale cały czas duchem. Pracuję w oświacie, ale praktycznie jestem monotematyczna - podróże. Troszkę już zwiedziłam :) lecz wciąż mi mało. Lubię rozmawiać i planować podróże w każdy zakątek Polski i świata. Z ochotą poznam ludzi kochających wyjazdy.

Sierpień dwa lata temu- u nas upały, a ja mimo tego mam ochotę na wypad do jeszcze bardziej gorącego regionu świata. Egipski Synaj- wciśnięty między Afrykę i Azję, otoczony Morzem Śródziemnym, blisko Morze Czerwone, zatoka Akaba. Oczywiście większość osób jedzie tam w poszukiwaniu cudów świata podwodnego-rafy, koralowce, bogata flora i fauna ukrytego dla nas świata to powód dla którego setki tysięcy turystów porzuca bezpieczne pielesze i dociera tu ,by zanurkować i zachłysnąć się widokami.

Okoliczne wody słyną z czystości i niezwykłej,turkusowej barwy. I choć moja umiejętność snorklingu (o nurkowaniu nie wspomnę) jest raczej zerowa skuszona wspomnieniami i zdjęciami innych osób także decyduje się poznać ten zakątek świata. Zaczynam więc gorączkowe poszukiwania w internecie na tzw.lastach...no i jest! szybko do biura Scan Holiday; wpłacam ze znajomą pieniądze -na szczęście nieduże:) i wciągu tygodnia jesteśmy w Sharmie nad Morzem Czerwonym.

Przylatujemy około 22.00 ; mimo dość późnej pory wita nas 38 stopni ciepła...uhmmm jak gorąco :) W ciągu 30 minut docieramy do naszego hotelu Sol Y Mar Sharming Inn. Może nie jest to Ritz ,ale...ma wiele zalet. Dużo roślinności wokół, dwa całkiem spore baseny. Posiłki też konkretne i urozmaicone. Każdy wieczór poświęcony jest inej kuchni-francuskiej meksykańskiej, arabskiej, włoskiej. Czemu przed wyjazdem postanowiłam się odchudzać? Pomysł z góry skazany na fiasko:) Blisko hotelu pełno sklepików, kawiarni. Za 4 USD można taksówką dojechać do Old Market- tam częściowo można poznać życie tubylców, wypić pyszny aczkolwiek strasznie słodki sok z trzciny cukrowej zwany asab; fantastyczną szai bi na na czyli po prostu herbatę miętową i zjeść lokalne potrawy.

Ponieważ kilka lat wcześniej rozkoszowałam się urokami zwiedzania Egiptu z pokładu statku na rejsie po Nilu teraz postanowiłam skorzystać tylko z kilku atrakcji większość czasu poświęcając na lenistwo i plażowanie. Skusiłam się na pokaz sprawności delfinów, rejs łodzią ze szklanym dnem (niestety chyba ciut przereklamowana atrakcja) i dawno zaplanowaną wizytę w klasztorze św. Katarzyny.  Najbardziej utkwił mi w pamięci właśnie ten wyjazd do klasztoru Św. Katarzyny i Kolorowego Kanionu. Do klasztoru jechaliśmy z Sharmu jeepami około 3 godzin. Gorąco, skwar piasek... hardcor jednym słowem. Sam klasztor prawosławny leżący u stóp Góry Synaj jest dość niewielki. Jego patronką jest chrześcijańska męczennica św. Katarzyna z Aleksandrii. Monastyr powstał w VI wieku, ale jego początki sięgają 337 roku. Obecnie żyje tu 20 mnichów; jest to najprawdopodobniej najstarszy czynny bez przerwy chrześcijański klasztor na świecie. Dominującym elementem jest bazylika św. Katarzyny, wielu turystów robi pamiątkowe zdjęcia przy krzewie, który jak głosi legenda jest pozostałością po Krzewie Gorejącym z którego Bóg przemówił do Mojżesza, nakazując mu wyprowadzenie Izraelitów z Egiptu.

Warto także dojść do Studni Mojżesza, przy której to prorok poznał swą przyszłą żonę -Seforę. Klasztor posiada wspaniałe zbiory ikon-niestety możliwość podziwiania ich jest dodatkowo płatna. Dla bibliofilów na pewno ważna będzie informacja,że tutejsza biblioteka z 3000 rękopisów pisanych przeważnie po grecku,choć nie tylko jest drugą po watykańskiej pod względem zasobności zbiorów w zabytki piśmiennictwa wczesnego chrześcijaństwa. Oczywiście w tym miejscu obowiązuje skromny strój-zakryte ramiona i kolana.


Po wykonaniu całej serii zdjęć - troszkę w stylu turystów z Japonii :) na naszych "stalowych rumakach" jedziemy w kierunku Kolorowego Kanionu. Jest to trzeci na świecie co do wielkości kanion, na pewno miejsce ze wszech miar godne zobaczenia. Nazwa tego wąskiego wąwozu wywodzi się od koloru różowych, brązowych, żółtych skał utworzonych przez tlenki różnych metali. Początek naszej wędrówki zapowiadał się dobrze. Co prawda była to godzina 13.30, upał jak... ale co tam. Niestety jak mówi mądre porzekadło "Mierz zamiary na siły" lub podobnie-ja nie zmierzyłam!

{jumi[*1]}

Okazało się,że czeka nas wspinaczka po wielkich kamulcach w sandałkach, bez wielkich zapsów wody z Beduinem,który śmiał się prawie na głos z naiwnych turystów. Powiem szczerze - bycie 45 letnią "kozicą wspinającą się po skałach" w ponad 40 stopniowym upale- BEZCENNE! :) Z podrapanymi kolanami i innymi częściami ciała jednak przeżyliśmy - a to najważniejsze.

Sam Sharm jest naprawdę świetnym miejscem do wypoczynku. Podzielony na kilka dzielnic każdemu ma coś do zaproponowania - zarówno miejsca pełne ludzi, z gwarnymi kawiarniami, kuszącymi sklepami...jak i ciche odludne plaże i małe wioski. Sympatyczni Egpcjanie - "You are my best friend :)"- niekoniecznie świadczące o prawdziwości tego zwrotu, ale miłe i zachęcające do spojrzenia na towar; pyszne i niedrogie owowce morza, soki ze świeżych owoców, zapach sziszy i herbaty miętowej...chyba jeszcze tu wrócę. Na razie wspominam to miejsce i oglądam zdjęcia w albumie.

Back To Top