Magiczny Bangkok

Autorem relacji i zdjęć jest:

Niepoprawna optymistka, która wierzy, że marzenia się spełniają - trzeba tylko tego mocno chcieć. Całe życie w podróży - w dzieciństwie tylko palcem po mapie i w marzeniach, teraz planuje jedną podróż za drugą... i realizuje plan.
Smukovit. Dzielnica, na której zarezerwowałam hotel - po fakcie przeczytałam w przewodniku, że to jest ulica pełną hoteli, a gdzie są hotele i turyści tam są prostytutki i rozboje. Zawsze jakieś nowe doświadczenie. Taksówka zabrała nas na miejsce, jechaliśmy w godzinie szczytu dojazd z lotniska do hotelu zajęło nam 1,5 godziny. Jak się potem okazało to normalka. W tych godzinach taksówkarze nie włączają liczników, bo im sie nie opłaca, gdyż większość drogi stoisz w korku, a jeśli nie włączy licznika to cennik przechodzi ludzkie pojęcie. Ale za to taka taksówka to ulga dla ciała, kiedy w 35 stopniach ciepła, na ulicach pełnych kurzu, musisz sie przemieścić z miejsca na miejsce. Hotel okazał sie czysty i zadbany, obok włoska restauracja prowadzona przez małżeństwo Polki z Włochem - miejsce naszego codziennego stołowania się.

Środek transportu, którym koniecznie trzeba się przejechać to tuk tuk, czyli motorek z siedzeniami z tyłu połączony daszkiem. Wybór jest ogromny, ale niestety znaleźć uczciwego kierowcę, który nie wyłudzi podwójnej stawki lub nie zabierze do umówionych wcześnie sklepów z pamiątkami, żeby te mogły naciągnąć cię na jakąś błyskotkę albo zamiast poczekać ucieknie, jest naprawdę trudno. Można powiedzieć o nich, że to szajka oszustów, na których naprawdę trzeba uważać, bo inaczej wypiorą ci kieszeń.

Moim ulubionym miejscem w Bangkoku jest zdecydowanie Khosan Road. Ulica tętniąca życiem od  rana do nocy. Mnóstwo straganików ze wszystkim, sprzedawcy smażonych robaków, uliczne parady, tysiące kolorów i zapachów unoszące się w powietrzu. Dookoła bary, puby, restauracje, zabawa trwa całą noc. Jest to również miejsce, z którego jest wszędzie blisko. Około 15 min spacerkiem i znajdziesz się w magicznym miejscu pokrytym złotem. Wielki Pałac doprawdy ukazuje piękno tajlandzkich budowli, wszystkie kształty, kolory, obrazy. Można tam spędzić cały dzień spacerując, oglądając i podziwiając. Należy pamiętać, że do wszystkich świątyń nie można wejść z odsłoniętymi ramionami i kolanami. Dlatego trzeba się stosownie ubrać, dla zapominalskich jest wypożyczalnia okryć. Ja dostałam wiązaną, stanowczo za długą spódnice, a Adam brązowe, za krótkie dresiki.

Po wielkim Pałacu postanowiliśmy zobaczyć posąg buddy. W Bangkoku jest ich bardzo wiele, my zdecydowaliśmy sie na dwa posagi: stojącego i leżącego buddę. Każdy z nich jest w innej części miasta. Starając usilnie odnaleźć na mapie miejsce, do którego chcemy trafić, poznaliśmy (również zagubionych) polkę i anglika. W pierwszej chwili nie zorientowaliśmy się, że osoba pytająca nas o drogę w języku angielskim może być naszą rodaczką, ale jak tylko odezwałam sie do Adama, wtedy i ona z zadowoleniem runęła polszczyzną. Spotkaliśmy sie później z nimi w kilku innych miejscach, okazało się, że padli ofiarą nieuczciwego tuk-tuka, który zażądał od nich dwukrotnie wyższej sumy za przewóz niż się umówili wcześniej, po kłótni zostawił ich w nieznanym miejscu i odjechał. Wymieniliśmy się z Kasią numerami i umówiliśmy wstępnie na wieczór. To był dzień pełen wrażeń, 38 stopni, duszno, ciągłe dyskusje z naganiaczami na tuk-tuki lub taksówki (niektórym jest ciężko zrozumieć, ze wolimy używać naszych nóżek).

Wieczór spędziliśmy z Kasią na Khosan Road w jednym z tajlandzkich pubów. Okazało sie, ze nasza radosna rodaczka studiuje w Australii i zatrzymała sie na chwile w Tajlandii  w drodze powrotnej z wakacji z Polski. Bangkok ma w sobie coś tajemniczego i egzotycznego, jest na granicy nowoczesności, biedy, bogactwa i tandety. Słupy i kable ciągnące sie wzdłuż ulicy, pozrywane linie, krzywe, dziurawe chodniki a pośród tego bogate, piękne hotele i niesamowite, pełne przepychu i bogactwa pałace.

W Bangkoku jest wiele biur, które organizują wyprawy do buszu, przejażdżki na słoniach lub wizytę w rezerwacie tygrysków, (które podobno są na tyle oswojone, że można je głaskać). My zdecydowanie wybraliśmy słoniki. Nie chcieliśmy tracić czasu na szukanie ofert w biurach turystycznych, wiec wzięliśmy ofertę z naszego hotelu. Przejazd busem na cmentarz poległych walczących w wojnie - trochę z historii Tajlandii, przejazd pociągiem przez słynny most, przy budowie, którego zginęło mnóstwo japońskich jeńców wojennych, obiad w buszu, przejazd na słoniach i przeprawa tratwą przez rzekę Kwai  - tak wyglądał nasz pakiet. To były naprawdę dobrze wydane pieniądze.

Back To Top