Do Portugalii i Lizbony przyjechałem samochodem od południowej części granicy hiszpańsko- portugalskiej. Przybywając tam należy przestawić zegarki o jedną godzinę, tzn należy je cofnąć. Portugalia jest krajem Unii Europejskiej, więc wystarczy mieć ważny dowód osobisty, a kontroli na granicy praktycznie nie ma. Zanim wjechałem do stolicy zahaczyłem o dwie wypoczynkowe miejscowości na południu kraju. Pierwsza rzecz, jaką się odczuwa to zimniejsza woda niż nad Morzem Śródziemnym, a także większe fale, bardziej strome wybrzeża i oczywiście język mieszkańców. W Hiszpanii poznałem niezliczoną liczbę osób, a wszystkie miały na imię Ola, nawet faceci J W Portugalii natomiast nie poznałem żadnej Oli (w jęz. hiszpańskim „ola” oznacza „cześć, jak się masz, dzień dobry”). Języki hiszpański z portugalskim mają jednak wiele wspólnego i Hiszpanie z Portugalczykami raczej się dogadują- polskiego jednak raczej nie znają, a z angielskim jest bardzo różnie.
Do centrum Lizbony wjechałem przeprawiając się robiącym duże wrażenie Mostem 25 kwietnia. Wybudowano go w 1966 roku i wówczas był to najdłuższy most na świecie. Początkowo nazywał się Mostem Salazara na cześć portugalskiego dyktatora wzorującego się na ideologii faszystowskiej. Obecna nazwa mostu jest na cześć 25 kwietnia 1974 roku, kiedy to nastąpił zamach stanu, po którym przywrócono demokrację. Po prawej stronie mostu mija się wspaniałą rzeźbę Jezusa, która jest repliką rzeźby znajdującej się w Brazylii, w Rio de Janeiro. Brazylia była kolonią portugalską, a obowiązującym językiem jest do dziś portugalski. Rzeźba jest widoczna również z daleka, gdyż znajduje się na wzniesieniu przy rzece Tag. Wjeżdżając do Lizbony postanowiłem zwiedzać miasto sprawdzoną już wielokrotnie metodą: zaparkować na strzeżonym podziemnym parkingu (koniecznie podziemny, bo chłodniej, a temperatury w tej części Europy w sierpniu w ciągu dnia rzadko spadają poniżej 30 stopni), a następnie udać się na stację metra, wykupić całodniowy karnet i zwiedzać miasto. Tym razem jednak stacja metra była dosyć daleko, więc skorzystałem z komunikacji autobusowej, a z metra korzystałem w dalszej części zwiedzania. Przy okazji pytałem ludzi jak dojechać i to co mnie wówczas ujęło to wielka serdeczność mieszkańców. Choć wzajemna nieznajomość języków była pewną przeszkodą, to jednak chęć niesienia pomocy była bardzo duża- a gesty i „język ciała” były wystarczające, by się nawzajem zrozumieć.
Miasto, choć położone nad rzeką jest bardzo urozmaicone, jeśli chodzi o rzeźbę terenu. Na większości ulicach idzie się albo pod górkę, albo z górki. Niektóre tramwaje kursują nawet tylko jedną pochyłą ulicą, gdyż na płaski teren się nie nadają- jedna część tramwaju jest wyżej, przeciwna część- niżej. I tutaj popełniłem pewną gafę. Chciałem przejechać się słynnym lizbońskim tramwajem przez Stare Miasto, wsiadłem do wagonu i …. przejechałem się jeden przystanek- na dół ulicy, gdzie kończył się jego kurs. Tak- cała linia tego tramwaju miała tylko dwa przystanki- początkowy i znajdujący się może 200 metrów niżej końcowy. Jedynymi pasażerami tego tramwaju byli turyści. Tramwaje przewożące głównie mieszkańców i jadące dłuższe odległości spotkałem później, ale już nie korzystałem z tej dogodności, gdyż miejsca, które chciałem zwiedzić znajdowały się blisko siebie. Jedną z rzeczy, którą też lubię robić w innym mieście to poszwędać się trochę i zobaczyć miasto nie tylko oczami turystów siedzących np. w autokarze turystycznym i podziwiających tylko zabytki, ale także poznać codzienne życie mieszkańców. To co mnie urzekło w Lizbonie (ale także w Hiszpanii) to ludzie na ulicy grający piękne melodie na gitarze. Naprawdę można wtedy poczuć klimat południowców. Portugalską muzyką jest fado, co można dosłownie przetłumaczyć jako fatum lub los, jednak słowo to ma tak naprawdę więcej znaczeń. To odbicie portugalskiej duszy. Budynki w Lizbonie są zazwyczaj niskie, kryte dachówką i wyłożone ceramicznymi płytkami, zwanymi azulejos. Mają one najczęściej barwę niebiesko- białą, choć można też spotkać wiele różnokolorowych obrazów wypalonych w ceramicznych płytkach. Często nazwy ulic wypisane są w ceramicznych płytkach i jest to naprawdę piękne. Na architekturę Lizbony miały wpływ różne kultury: arabska (mauretańska), europejska (hiszpańska, holenderska, brytyjska..) Do dziś zachowało się też dość dużo zabytków, choć trzęsienia ziemi, które miały tu miejsce w przeszłości spowodowały, że tych najstarszych już nie ma tak dużo. Mnie nie udało się zwiedzić wszystkiego, co chciałbym, dlatego ograniczyłem się do najważniejszych zabytków. Obowiązkowo spróbowałem także specjału lizbońskiego, a mianowicie pasteis de Belem, czyli wspaniałych słodkich ciasteczek z budyniem pieczonych w piecu. Lizbona (i Madryt) mają także wspaniałe metro- jest przede wszystkim bardzo czysto i ładnie a wagoniki są nowoczesne. Metro paryskie czy nowojorskie pod tym względem się umywają. Kolejną rzeczą, która mnie zaskoczyła, to rzeka Tag. Nie sądziłem, że jest aż taka szeroka. Rok 2009, w czasie którego byłem w Portugalii i Hiszpanii to także rok, który upłynął w strachu przed zarażeniem się świńską grypą (AH1N1), a pierwsze liczne przypadki zakażeń były właśnie w tej części Europy. Nawet w kibelkach były reklamy informujące o zagrożeniu i zachowaniu czystości- mycie rąk i takie tam. Jeśli chcecie odbyć krótką wycieczkę po Lizbonie, to zapraszam serdecznie do obejrzenia mojej galerii: http://globmania.pl/galeria?func=viewalbum&aid=249