Dzień 1
Do Paryża polecieliśmy z wrocławskiego lotniska im. Mikołaja Kopernika. Wylądowaliśmy na lotnisku Paris-Beauvais, gdzie lądują wszystkie samoloty tanich linii. Ponieważ lotnisko to znajduje się 84 km na północ od centrum Paryża, do celu naszej podróży musieliśmy dotrzeć autokarem, co w rzeczywistości zajęło nam mniej więcej tyle czasu co przelot (ok. 1,5 godz.). Ceny natomiast nie były już takie porównywalne. Samolot kosztował nas 100zł za osobę w dwie strony (Wizzair), natomiast autokar 30€. Tak na prawdę, to najwięcej pieniędzy wydaje się właśnie na transport, przy założeniu oczywiście, że śpimy u couchsurferów. Nasz gospodarz, student Sorbony, miał dojechać do Paryża tego samego dnia ok. 21:00, także będąc na miejscu już o 15:00 mieliśmy jeszcze sporo czasu na zwiedzanie. Jak zwykle po wyjściu za autokaru, nie wiedzieliśmy w którą stronę pójść, ale jak nie wiadomo gdzie iść to trzeba iść do metra. Dla zainteresowanych paryskie metro jest jedną z najstarszych działających na świecie kolei podziemnych (od 1900 roku) i liczy 16 linii o łącznej długości ponad 222km. W metrze spotkało nas rozczarowanie w postaci braku zniżek dla studentów. W tej sytuacji najbardziej opłacał się karnet 10 biletów za 11€. Dzięki mapom rozmieszczonym w metrze szybko udało nam się znaleźć odpowiednią dla nas linie. Wysiedliśmy na stacji Châtelet niedaleko katedry Notre Dame. Wyjście z podziemia i pierwszy kontakt z Paryżem znanym z filmów i książek. Katedra co prawda wydawała się mniejsza niż oczekiwaliśmy, no ale przecież nie wielkość się liczy (może z wyjątkiem Wieży Eiffla, ale o tym później). Następnie zaczęliśmy się błąkać po wyspie na której stoi katedra. Dlaczego błąkać? Starannie zaplanowana trasa wycieczki została we Wrocławiu. Na szczęście mieliśmy przewodnik i szybko okazało się, że w okolicy znajduje się Pont Neuf, najstarszy most w Paryżu. Następnie trafiliśmy do Centrum Pompidou, zobaczyliśmy z zewnątrz jak to wygląda, a wyglądało całkiem nieźle, nawet weszliśmy na chwilkę do środka, ale szybko znów wyszliśmy na zewnątrz. Być może to świadomość bogactwa Luwru nie pozwalała nam oglądać żadnych innych dzieł sztuki. Niedaleko Centrum zlokalizowaliśmy Les Halles, gdzie zobaczyliśmy małą dziewczynkę biegnącą za tatą z wielką bagietką, później była zamiana i tatuś biegł za córką. Gdy zapadł zmierzch wybraliśmy się na poszukiwanie Upiora z Luwru. Niestety nie spotkaliśmy go, ale przynajmniej była okazja na zrobieniu paru zdjęć ze słynna piramidą.
Dzień 2
Dzień drugi rozpoczęliśmy optymistycznie na cmentarzu Cimètiere du Père-Lachaise. Zobaczyliśmy m.in. grób Chopina, Morissona, Piaf, Balzaca oraz żywego kota na grobie. Później połączyliśmy sacrum z profanum i wdrapaliśmy się na wzgórze Montmarte z przepiekną bazyliką Sacre Coeur, zwaną też białą bazyliką. Jej kopuły mają wysokość 73 metrów, a wieża północna 83 metry. Z ciekawostek, w bazylice znajduje się najcięższy dzwon w Paryżu o wadze 19 ton. Schodząc z wzgórza skierowaliśmy się w stronę słynnej dzielnicy czerwonych latarni, mijając przy okazji Place du Tertre, gdzie artyści malują widoczki lub portrety turystów. Poza budynkiem tradycyjnego paryskiego kabaretu Moulin Rouge, na tej samej ulicy mieszczą się niezliczone ilości sex shopów, agencji towarzyskich, restauracji ze striptizem itp. Następny cel - plac Pigalle. Po za tym, że rzeczywiście rośnie tam mnóstwo kasztanów, to niestety nie udało nam się znaleźć miejsca, w którym można je kupić. Zaczęło strasznie padać, tak strasznie, że planowana wizyta na wieży Eiffla nie przedstawiała się słonecznie. Ale Paryż zmienny jest i niemal przed samym ujrzeniem tej niesamowitej konstrukcji zaświeciło słońce i było cudownie. Kolejka na wieżę nie była mega długa. W promieniach słońca wjechaliśmy na 1. Kondygnację, gdzie czekała nas dłuższa kolejka na szczyt, ale widoki, które podziwialiśmy czekając wynagrodziły wszystko. Przy zejściu podarowaliśmy sobie stanie w kolejce i zeszliśmy po schodach, co było równie przyjemne jak jazda windą. Po wieży, krótkim odpoczynku na Polach Marsowych i sesji z wieżą Eifflą skierowaliśmy się w stronę Pałacu Inwalidów, gdzie znajdują się szczątki Napoleona. Potem, gdy już zapadł zmrok, szliśmy przed siebie, oglądając się za siebie, rozglądając się po bokach, chcąc uchwycić jak najwięcej.
Dzień 3
Wenus z Milo, Mona Lisa, Nike z Samotraki, Amor i Psyche, Wolność wiodąca lud na barykady, Kodeks Hammurabiego, Hermafrodyta, czyli Luwr. Coś jeszcze było, nawet dużo, chociaż jeszcze więcej nawet nie widzieliśmy, nawet nie próbowaliśmy, gdyż usatysfakcjonowani byliśmy już po czterech godzinach, zaświeciło słońce, a Paryż czekał. Czekały Pola Elizejskie z niezliczoną ilością markowych sklepów, czekał wieńczący je Łuk Triumfalny. Potem wróciliśmy zjeść do akademika, a wieczorem poszliśmy na imprezkę razem z Odinem organizowaną przez studentów w jakimś pomieszczony na dachu ich szkoły.
Z tym dniem, kojarzy się nam słynna piosenka, którą kilka razy podczas tego pobytu cisnęła się do ust.
Aux Champs-Elysées, aux Champs-Elysées
Au soleil, sous la pluie, à midi ou à minuit
Il y a tout ce que vous voulez aux Champs-Elysées
Na Polach Elizejskich, na Polach Elizejskich
W słońcu, w deszczu, w południe, o północy
Tam jest wszystko czego chcecie, na Polach Elizejskich
Dzień 4
Ostatni pełny dzień w Paryżu zaczęliśmy wizytą w katakumbach. Napisy głoszące wejście na własne ryzyko, bardzo kusząco i obiecująco na nas oddziaływały. Postanowiliśmy nawet nakręcić film grozy al’a Blair Witch Project, ale jego fani mogą poczuć się trochę zawiedzeni, bo ani krew się nie polała, ani nikt nie krzyczał, raz może Magda przyśpieszyła kroku, ale to wszystko. Czaszki, tysiące czaszek i kości, tak wiele, że aż wydawały się nierealne, po dotknięciu jednej z nich jesteśmy pewni, że były prawdziwe. Dla kontrastu udaliśmy się następnie do Ogrodów Luksemburskich, ciągle padało, później do muzeum d’Orsay, gdzie można było zobaczyć mnóstwo francuskiej sztuki autorstwa E. Degas, C. Monet, czy też van Gogh'a. Palais Royal też nas nie ominął, podobnie jak i najsłynniejsze pasaże handlowe z Galerią Lazare na czele. Następnie po raz drugi zobaczylismy Sacre Coeur i również po raz drugi udaliśmy się na Łuk Triumfalny, tym razem jednak było to nocą, więc widoki były zdecydowanie bardziej magiczne. Dzięki temu, że dużo chodziliśmy zaoszczędziliśmy po dwa bilety, co pozwoliło nam jeszcze zobaczyć największy, najnowocześniejszy z trzech łuków. To był zupełnie inny Paryż. Cała dzielnica La Defense to siedziby firm, biurowce, jednym zdaniem centrum biznesowe. Za ów najwyższym łukiem biegł oświetlony chodnik, który nie wiemy dokąd prowadził (może następnym razem), w każdym razie pięknie to wszystko się komponowało. Polecam bardzo, szczególnie nocą, zwiedzić tę dzielnicę turystom zmęczonym mnogością zabytków.
Dzień 5
Ostatnie godziny w Paryżu spędziliśmy w zasadzie tylko czekają na autokar, później samolot, który spóźnił się dwie godziny z powodu złych warunków atmosferycznych. Jako rekompensatę otrzymaliśmy bony na 4€ do wykorzystania w lotniskowym barze, ale nie zdążyliśmy zrobić z nich pożytku, bo w momencie, gdy je otrzymaliśmy, podstawił się nasz samolot. Nie chcąc, by tak cenne bony się zmarnowały zostawiliśmy je ostatniej w kolejce do baru dziewczynie (może kiedyś nauczy się polskiego, trafi na tę stronę, przeczyta to i będzie chciała się odwdzięczyć).