Czechy - kraj tuż za miedzą - okolice Brna i Roźnov pod Radhostem

Autorem relacji i zdjęć jest:

W drodze powrotnej z Morawskiego Kresu do Brna trafiliśmy na zamknięty już zamek obronny. Ale mieliśmy mocne postanowienie, że następnego dnia przyjedziemy tutaj pozwiedzać. Rano spakowaliśmy się i ruszyliśmy w ostatni odcinek naszej wakacyjnej trasy na wschód Czech. Na wspomnianym zamku (niestety nazwy sobie w tej chwili nie przypomnę, a wszelkie notatki są chwilowo niedostępne) znajdowała się wystawa dzikich ptaków: drapieżnych i nie tylko (jastrząb, myszołów, sowy), skrzywdzonych przez los i być może i przez człowieka (np.sowa z wydłubanym okiem). Do zoo nie chadzam często, ale widok zrobił na mnie wrażenie - te dzioby zaostrzone, rozpiętość skrzydeł ukazuje ich siłę. Ponadto można było zobaczyć kusze, bryczki, narzędzia i itp wyposażenie każdego "domostwa".

Następny przystanek zrobiliśmy w Ołomuńcu - historycznej stolicy Moraw. Wszystkie zabytki znajdują się w obrębie Starego Miasta, m.in. Ratusz z naścienym skomplikowanym zegarem; kolumna Trójcy Przenajświętszej; katedra św.Wacława przypominająca praską katedrę św.Wita oraz katedrę w Brnie. To w tej katedrze w Ołomuńcu Mozart skomponował szóstą symfonię F-dur.

Udalimy się w dalszą drogę - do celu - do Roźnowa pod Radhostem. Tam też nocowaliśmy. Rano wstępnie planowaliśmy wejść na górę Radhost, poprzestaliśmy jednak na zwiedzeniu największego skansenu w Czechach. Tego samego dnia mieliśmy przecież wrócić do Polski. Skansen w całości poświęcono kulturze wołoskiej, a utworzono go w 1925r. Składa sie z 3 niezależnych części. Pierwsza z nich Drewniane Miasteczko jest najstarszą. Znajdują się tu budynki z samego Roźnowa. Druga część Vaalaśska dedina prezentuje typową wieś wołoską z ponad 20 obiektami, ze szkołą, kuźnią. Część trzecia Mlynska dolina (najnowsza) przedstawia młyn wodny, kuźnię i tartak. Podobno zwiedza się ją z przewodnikiem, ale my obeszliśmy tą część sami.

Trochę skansen ten przypomina mi nasz skansen we Wdzydzach Kiszewskich, ale na tym ma właśnie polegać ochrona naszej przeszłości. Przenoszeniu w jedno miejsce, pielęgnowanie, odrestaurowywanie i udostępnianie nie w formie muzealnej za gablotką, a właśnie w formie "dotknij i sprawdź jak to działa". Oczywiście, nie wszystkie obiekty były dostpne dla empirycznej formy zwiedzania, ale i tak wrażenia pozostają przyjemne. A zdjęcia dodatkowo odświeżają pamięć. 

Po spędzeniu kilku godzin w skansenie wsiedliśmy do samochodu, zrobiliśmy ostatnie zakupy i ruszyliśmy w drogę do kraju. Oczywiście w okolicach Kluczborka natknęliśmy się na miażdżącą wszystko burzę i ulewę. Całe szczęście, że nie znaleźliśmy się w jej epicentrum. To była jedna z tych głośnych burz/ ulew, które przysparzają pracy strażakom. Nam się udało wrócić szczęśliwie do domu.

Back To Top