W każdym razie na drugi dzień poznałam już miasto w wersji tradycyjnej, bliższej pocztówkowemu obliczu. Dzielnica czerwonych latarni zszokowała mnie nie tyle jej mieszkankami co faktem że spacerują po niej np. wycieczki japończyków z małymi dziećmi na rękach !!! Jakby to była rodzinna rozrywka!
Muzea oczywiście w pełni mnie usatysfakcjonowały, zarówno Van Gogha, Rijskmuzeum, Stedelijk jak i Dom Rembrandta mają się czym pochwalić i można spokojnie spędzić w nich kilka dni.
Byłam też na Placu Dam, w Begijnhof, pod Wagą miejską, na targu kwiatowym skąd wyszłam z około 30stoma cebulkami tulipanów, przepłynęłam tramwajem wodnym po kanałach, poleżałam na trawie w Vondel Parku i zjeździłam rowerem całe centrum i nie tylko. Po 3 dniach juz nawet orientowałam się w terenie więc odważyłam się trochę urozmaicić pobyt wycieczką poza Amsterdam.
Jeśli chce się zwiedzić Holandię przemieszczając się pociągami to najlepiej dobrać kogoś do pary i kupić dwuosobowy bilet dobowy :) Tanim kosztem jeździsz wszystkimi liniami, kiedy ci pasuje i gdzie. Wsiadając i wysiadając w Hadze, Utrechcie, Delft i Rotterdamie spędziłyśmy z moją przyjaciółką aktywnie calutki dzień.
Pierwszy postój był w Utrechcie, widziałam tam ogromną Domkerk czyli katedrę z XIII wieku i jej piaskową wersję w ogrodzie na plebanii. Zrobiłyśmy też kilka zdjęć w urokliwych zaułkach kanałów ( o wiele przytulniejszych, jeśli można tak nazwać kanały, niż w Amsterdamie) a na koniec trafiłyśmy na latający spodek UFO, który przycupnął na budynku urzędu miejskiego :)
Kolejne miejsce na trasie to Haga, tam z tęsknoty za latem spędziłyśmy trochę czasu leniuchując na plaży Scheveningen nad morzem Północnym. Obowiązkowo obeszłyśmy Pałac Królewski i siedzibę Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości. Na muzea nie było już niestety czasu, ale znalazła się chwila na relaks wśród stokrotek w parku miejskim.
Dalej było Delft - miasto Jana Vermeera i fajansu. Tam też namierzyłam pierwszy prawdziwy holenderski nadal działający wiatrak !!! A naszą podróż zamykała wizyta w mieście portowym Rotterdamie. Obowiązkowo Europoort i pomnik mężczyzny z wyrwanym sercem - symbol miasta które straciło wiele w trakcie wojny. I ciekawa architektura domów KUBIKÓW oraz budynku "Kredki".
Póżnym wieczorem wróciłyśmy wyczerpane do Amsterdamu, ale za to pełne wrażeń! I mogę już chyba uznać że Holandię mam zaliczoną :)