Podróż rozpoczęłam od miasta, które ma dla Polaków wielką wartość sentymentalną, które na przestrzeni dziejów wielokrotnie należało do Rzeczpospolitej, a mowa tu oczywiście o Lwowie. Moim zdaniem najlepszą formą podróży jest pociąg. Dopiero w Przemyślu musimy przesiąść się do bezpośredniego, ukraińskiego pociągu do Lwowa. Sama podróż z Przemyśla do Lwowa trwa niespełna trzy godziny. Dla mnie już pierwszym zaskoczeniem był lwowski dworzec, wyglądający prawie jak zabytkowy pałacyk. Wysiadając z pociągu, naszym oczom ukazuje się pięknie oszklony peron. Zaskakuje też niesamowita czystość i śnieżnobiałe zasłony w oknach, co na ogół nie zdarza się w takim miejscu. Wychodząc na zewnątrz kolejne miłe zaskoczenie - lwowskie tramwaje. Może nie są one najlepszej jakości, ale są bardzo tanie, w przeliczeniu na złotego, płacimy jedyne trzydzieści groszy i możemy jeździć do woli. Kolejnym punktem podróży jest zakwaterowanie, ale we Lwowie, to nie problem. Miasto ma wysoce rozbudowaną bazę hotelową, ale chyba najlepszym wyjściem jest zakwaterowanie u Polaków, mieszkających tam - warunki są bardzo dobre, a koszty niewielkie.
Zwiedzanie Lwowa to jakby przenieść się w czasy Cesarstwa Austriackiego. Miasto ma do zaoferowania piękną architekturę, mnóstwo pomników, ale również jest skarbnicą sztuki. Centralnym miejscem Lwowa jest Prospekt Szewczenki i odtąd radzę zacząć zwiedzanie. Pierwszym takim miejscem będzie opera. Budynek ten zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz jest niesamowicie podobny do wiedeńskiej opery. Ale żeby naprawdę móc poczuć atmosferę tego miejsca, trzeba się koniecznie udać na spektakl. Ja miałam przyjemność być na balecie i zapewniam, że jest to niesamowite przeżycie. Kontynuując zwiedzanie, na pewno nie można ominąć rynku, na którym znajduje się jedyna czarna kamienica w Europie. Co ciekawe cały plac jest wykonany z białego kamienia, a na każdym z jego rogów znajduje się fontanna, nawiązująca tematyką do antyku. W tym miejscu nie można się oczywiście nie natknąć na ulicznych sprzedawców. Taki handel jest dobrą możliwością, na to żeby spróbować narodowych przysmaków, czy zaopatrzyć się w pamiątki.
Lwów jest miastem, gdzie spotyka się wiele kultur i religii. Najbardziej jest to widoczne, gdy oglądamy budowle sakralne. Jest tu rozmaitość kościołów katolickich, unickich, prawosławnych, a nawet ormiańskich, które zachwycają bogactwem i formą zdobień. Wrażenie robi kościół św. Elżbiety, który przypomina paryską katedrę Notre-Dame. Kolejny punkt wycieczki to niezaprzeczalnie cmentarz Łyczakowski, na którym pochowane są takie polskie sławy jak: Maria Konopnicka, Artur Grottger, Stefan Banach, czy Gabriela Zapolska. Ale chyba jeszcze ważniejszy jest cmentarz Orląt Lwowskich, symbol pojednania polsko-ukraińskiego. Każdy Polak musi odwiedzić to miejsce gdyż może mało kto wie, ale tam również znajduje się grób Nieznanego Żołnierza. Warto też zajrzeć do galerii i muzeów, jednym z ciekawszych jest Zbrojownia, czy też galeria z dziełami takich mistrzów, jak choćby Malczewski. Na uznanie zasługuje również kuchnia. Dania są naprawdę przepyszne, a przy tym takie tanie, że większość ludzi je właśnie w restauracjach, takich jak np. "Puzata Hata". Jednak chyba najpiękniej Lwów prezentuje się nocą. Rzadko występują tu latarnie uliczne, bardziej popularne są światełka rozwieszane pomiędzy kamienicami co sprawia, że te wąskie uliczki nabierają jeszcze większego uroku. Życie nocne natomiast toczy się w kawiarniach, knajpkach, ale głównie na ulicach. Młodzież wychodzi wieczorami, na place i skwery i tam gra na instrumentach, tańczy i śpiewa, czego nie doświadczyłam nigdzie indziej. Dużym zaskoczeniem dla turystów może być ruch miejski, gdyż w rzeczywistości nie rządzi się on żadnym prawami. Ale pomimo to była to dla mnie niezapomniana podróż.
Dzięki tej wycieczce diametralnie zmieniło się moje nastawienie do wypraw na Wschód. Natomiast Lwów stał się dla mnie symbolem miasta o bogatej kulturze, która swoim pięknem zachęca do odwiedzin, bo jak mówią słowa pewnej piosenki: "Bo gdzie jeszcze ludziom tak dobrze jak tu? Tylko we Lwowie!".