Jeżdżąc po Stanach Zjednoczonych miałem okazję i czas, by zagościć na imprezie zwanej rodeo. Przyjeżdżając do miasta słynnego kowboja Buffo Billa (przydomek uzyskał od buffo, czyli bizonów, których zabił rekordową ilość, a później czynił starania o ochronę tych zwierząt), czyli do Cody w stanie Wyoming widać było reklamy rodeo, które miały się dzisiaj odbyć. Po głównej ulicy jeździł samochód- ten z tych tzw. amerykańskich krążowników- który na masce miał doczepione wielkie bawole rogi a po bokach głośniki, z których dobiegały informacje o rozrywkach mających mieć miejsce wieczorem na głównej arenie miasta. W południe i wczesnych godzinach popołudniowych w mieście, a właściwie miasteczku, było szereg imprez w stylu westernu. Aktorzy przebrani za Buffo Billa, szeryfa, panienkę z salonu i inne osoby odstawiali przestawienie na głównej ulicy miasta- coś pięknego. Była też strzelanina i „ofiary”. Tam poczułem się jakbym cofnął się do tamtych czasów. Nie mogłem oczywiście przegapić także wieczornej imprezy. Razem z kolegą przeszliśmy przez całe miasteczko do położonego na peryferiach stadionu. W takich miasteczkach nie ma komunikacji miejskiej, a jeśli nawet by była- w co wątpię- to i tak raczej byśmy nie skorzystali. Tak się złożyło, że motel w którym nocowaliśmy był po przeciwnej stronie miasta, ale zobaczyć takie miasto to naprawdę frajda. Po drodze widzieliśmy m.in. drewniany dom na kółkach- taki odpowiednik kampera, ale dużo fajniejszy. Zabudowa miasteczka też zrobiła na mnie wrażenie. W sklepach Cody są podobno najlepsze rekwizyty kowboja- od butów i ostróg począwszy na kapeluszu skończywszy. Oczywiście wszystko oryginalne, co nawet tam trzeba docenić we wszechogarniającej świat „czajnizacji” (chodzi o towary „made in China”). Przy stadionie natomiast zobaczyliśmy zająca, który nie wydawał się być speszony naszym widokiem. Przed stadionem znajdował się wielki parking, a my byliśmy chyba jedynymi osobami, które tu przybyły pieszo. Przy wejściu znajdowały się sklepy zarówno z pamiątkami jak i z jedzeniem- coca cola, fast fordy, itp. Kupiliśmy bilecik (20$) i weszliśmy na stadion. Gdy zaczęła się impreza, z kolegą usłyszeliśmy coś ciekawego dobiegającego z tyłu. Mianowicie usłyszeliśmy polską mowę. Wiedziałem, że w USA jest wielu Polaków, ale raczej nie w tych stronach. Jak się okazało byli to Polacy z Polski, a nie jak większość z nich, czyli imigranci, i przyjechali z Krakowa z rodzinką, bo lubią tu jeździć. Wynajmują sobie samochód i zwiedzają zachodnią część Stanów, przede wszystkim parki narodowe. Jak więc widać polskie społeczeństwo się bogaci, bo stać je nawet na takie wakacyjne wycieczki z całą rodziną (choć nigdy nie zazdroszczę nikomu pieniędzy, to trochę zazdrościłem im tych wyjazdów). Ale przejdźmy do samej imprezy.
Rodeo to świetna rozrywka dla ludzi z prerii i wszystkich, którym bliskie są klimaty dzikiego zachodu. Sport ten- bo tak go trzeba nazwać- nierozerwalnie związany jest z historią kowboi zajmującymi się na tym terenie chowem bydła i hodowlą koni. Słowo kowboj mówi samo za siebie (cow- krowa, boy- chłopak). Na rodeo popisują się oni umiejętnościami, jakie były niezbędne do wykonywania tego zawodu. Obecnie oczywiście prawdziwych kowbojów już jest stosunkowo mało, a na rodeo często występują chłopaki i dziewczyny, których jedynym zajęciem jest... występowanie w rodeo. Nawiasem mówiąc miałem też mieć szczęście widzieć prawdziwych kowbojów, którzy przeganiali bydło na koniach, a jest to już nawet rzadkością w Stanach. Wracam jednak do naszej imprezy. Rodeo rozpoczyna się od części oficjalnej i hymnu państwowego. Na środku placu pojawia się jeździec z flagą USA i zaczyna się hymn. Wszyscy wstają i śpiewają. I chociaż to nie mój hymn, to przez szacunek też wstaję. Następnie odbywają się zawody. Przedstawię pokrótce zasady:
Można tam wyróżnić szereg konkurencji, choć nie wszystkie muszą być prezentowane:
calf roping, czyli łapanie na lasso cielaka oraz związanie mu 3 nóg, oczywiście- jak większość konkurencji- na czas.
team roping- gdzie jednego cielaka chwyta dwóch jeźdźców
steer wrestling (bulldogging)- polegający na zeskakiwaniu z konia na byczka, powaleniu go i wykręceniu rogów
saddle bronc riding- ujeżdżanie dzikiego konia, który ma specjalne siodło
bareback bronc riding- tak jak powyżej, ale bez tego siodła
bull riding- ujeżdżanie byków
barrel racing- polegający na jak najkrótszym przejechaniu na koniu trasy z nawrotami wokół beczek, zawody rozgrywane są przez dziewczyny
Między poszczególnymi zawodami są organizowane również różne atrakcje- klauni, bieganie za cielakami itp.
Szczególnie fajne jest bieganie za cielakami. Jak ja byłem to wszystkie dzieciaki i młodzież- na oko z siedemdziesiąt osób- biegło za cielakiem, który i tak długo nie dał się złapać. Wyglądało to super. A same zawody też były bardzo ciekawe. Przy ujeżdżaniu byka lub konia wielu jeźdźców ryzykuje zdrowiem, a nawet życiem. Często mają też swoją wierną widownię, która przyjeżdża czasem z odległych stanów. Każde zawody mają też swoją rangę- jedne z najważniejszych zawodów odbywają się w kanadyjskim Calgary, te na których byłem ja miały na pewno niższą rangę, choć zawodnicy byli bardzo dobrzy. Moje ogólne wrażenia są bardzo pozytywne, choć przypominało mi to coś pomiędzy wiejską zabawą a imprezą sportową, np. żużlem w Częstochowie. Prawda jest jednak taka, że naprawdę warto na coś takiego iść. Tam czuję się atmosferę zgoła inną od tej, jaka jest w wielkich miastach, czy nawet w parkach narodowych. To tam właśnie poczułem Amerykę taką, jaką sobie wcześniej wyobrażałem na podstawie filmów (np. westernów) i książek. Jeśli mielibyście możliwość być kiedykolwiek na takiej imprezie to gorąco do tego zachęcam. Zapraszam też do obejrzenia moich zdjęć, które wcześniej opublikowałem- to jedne z pierwszych moich albumów. Podam link:
http://globmania.pl/galeria?func=viewalbum&aid=124
Z czasem zamieszczę też filmik.