Idąc dalej trafiłyśmy do meczetów Rustema Pashy i Sokollu Mehmeta Pashy. Oba piękne, niestety nie w każdym można robić zdjęcia. Potem podjechałyśmy autobusem do Kościoła na Chorze. Zdecydowanie trzeba zobaczyć to miejsce pełne najpiękniejszych mozaik jakie widziałam do tej pory. Na koniec tego dnia zostawiłyśmy sobie to co "tygryski lubią najbardziej" :) czyli zakupy na tureckich bazarach. Wielki Bazar (Grand Bazar) - to plątanina małych, krętych uliczek, ponad 4000 sklepików,straganów; tysiące ludzi oglądających towary i targujących się czasem zawzięcie; choć obecnie Turcy dość chętnie schodzą z ceny. Jednak większe wrażenie zrobił na mnie Targ Egipski zwany Korzennym; świetne miejsce pełne lokalnych towarów, przypraw-wokół niego toczy się prawdziwe życie, a bardzo blisko jest na dokładkę wspaniały Nowy Meczet (Yeni Camii). Pochodzi on z okresu,gdy niektóre kobiety z haremu sułtana zdobyły ogromną władzę i miały wpływ na politykę państwa osmańskiego. Jego budowę rozpoczęto w 1663r. W zespole tego meczetu mieścił się również szpital, szkoła oraz łaźnie publiczne.
{jumi[*1]}
Kolejny dzień -sobota- była przeznaczona na dzielnice Taksim i Beyoglu; a więc czekała na Wieża Galata. Konieczny wjazd windą i wdrapywanie się po schodkach, aby móc ponapawać się przepiękną panoramą tego miasta. Nic dziwnego-w końcu z wysokości 62 m wszystko widać o wiele lepiej! A potem udałyśmy się w stronę hotelu Pera Palas. Czemu tam? No, na pewno wszyscy wielbiciele twórczości Agathy Christie od razu odgadną. Pisarka zatrzymała się tam w pokoju 411... a potem stworzyła jedno ze swoich najlepszych opowiadań "Morderstwo w Orient Expressie". Tym razem słynny pokój był zajęty, ale i tak byłam pod wrażeniem luksusu jaki tam panował. Przespacerowałyśmy się też popularną i wieczorami bardzo zatłoczoną ulicą Istiklal Caddesi.
W niedzielę postanowiłyśmy zobaczyć Pałac Dolmabahce. Ponieważ poprzednio widziałam Topkapi, chciałam teraz zobaczyć inny pałac, aby je porównać. Hmmm cóż mogę powiedzieć - nieporównywalne; każdy w zupełnie innym stylu. Dolmabahce zdecydowanie pełen niesamowitego przepychu; jest to tym dziwniejsze że budowa ta powstała w okresie gdy państwo osmańskie w zasadzie chyliło się ku upadkowi. Jego budowę finansowano z pożyczek. Wspaniałe klatki schodowe; komnaty w których przyjmowano najważniejszych tego świata; ogromne żyrandole kryształowe - ten największy kolos to 4 tony wagi; bogate zdbienia- naprawdę warto to zobaczyć własnymi oczami! Kolejne dni spędzone w Stambule to leniwe snucie się uliczkami, powtórna wizyta na bazarach. Palenie nargilli; picie herbaty jabłkowej (elma cay) pychota i jedzenie baklawy.
Wszystko co dobre kiedyś się kończy...więc i my musiałyśmy pożegnać Stambuł i wrócić do Polsi. Pewnie jeszcze tam wrócę; zwłaszcza,że mieszkańcy byli bardzo mili; polecam to miasto na samodzielne wypady na własną rękę.