Farerski mikrokosmos

Autorem relacji i zdjęć jest:

Niespokojny duch w trampkach.

Drugiego dnia postanowiłam poszwędać się trochę po Tórshavn. Pogoda była w dalszym ciągu przepiękna, a miasto nieduże, więc spokojnie wszędzie mogłam dostać się pieszo. Poza bardzo urokliwym portem i starym miastem, Tórshavn ma do zaoferowania kilka przyjemnych miejsc takich jak chociażby Skansin. Wbrew swojej nazwie, miejsce to nie ma zbyt wiele wspólnego ze skansenem. Jest to po prostu dawna forteca, wybudowana kilka wieków temu, w celu wypatrywania piratów. Aż trudno uwierzyć, że tureccy (sic!) piraci zapuszczali się w tak odległe miejsce. Później Skansin pełnił rolę fortecy w czasie II Wojny Światowej, o czym przypominają stojące tam działa armatnie. Poza tym w Tórshavn znajduje się niewielki las, a właściwie parodia lasu zwana Viðarlundin, będąca enklawą karłowatych drzew typowych dla szerokości geograficznych, na których występuje tundra. Park ten z pewnością oddziałuje terapeutycznie na przyjezdnych z kontynentu, przyzwyczajonych do drzew. Spacer po mieście zakończyłam w centrum handlowym o wdzięcznej nazwie SMS. Jest to jedyna galeria handlowa na Wyspach Owczych, oferująca „aż” 28 sklepów i 4 restauracje! Mimo to wnętrze wyglądało bardzo przytulnie, a zakupy nie były przynajmniej wyczerpujące. Co ciekawe, w SMS’ie znajduje się jedyna na wyspach restauracja typu fast food i pomimo że nie sprzedaje ona suszonej ryby ani zgniłego mięsa, to i tak ustawiały się do niej kolejki.

{jumi[*1]}

Po południu zadzwoniła Ruth i zaprosiła mnie do siebie na wieczór. Okazało się, że organizowała spotkanie dla swoich koleżanek, z którymi raz w tygodniu zbierały się, by robić na drutach. Nie byłam specjalnie zachwycona, gdyż wtedy jeszcze nie umiałam robić na drutach, ale postanowiłam, że w ramach poznawania zwyczajów Farerczyków, przyjmę zaproszenie. Ruth mieszkała w północnej części stolicy – Hoyvik, w dużym drewnianym domu, który z zewnątrz wyglądał dość tradycyjnie, zaś wnętrze urządzone było w nowoczesnym, acz chłodnym skandynawskim stylu. Na spotkanie przyszło pięć jej koleżanek w różnym wieku. Każda z nich przedstawiła mi się i tutaj właśnie natrafiłam na pierwszą poważną różnicę kulturową – język. W tym przypadku chodziło o imiona farerskie, których wymowa nie należy do najłatwiejszych. Sólgerð, Herbjørg czy Hjørdis nie tylko wydały mi się nie do zapamiętania, ale przede wszystkim nie do wymówienia. Natomiast odnośnie języka farerskiego, przypominał mi on szwedzki, pomieszany z rosyjskim akcentem! Pomimo że Wyspy Owcze administracyjnie wchodzą w skład Królestwa Danii, a wszyscy Farerczycy znają duński, to mówią w tym języku niechętnie. Zdecydowanie preferują komunikację w swoim języku narodowym lub po angielsku. Mimo to moje próby wykrzesania z siebie farerskich dźwięków zostały przyjęte bardzo entuzjastycznie, a nawet nagrodzone brawami, po czym zabrałyśmy się za dzierganie. Ja oczywiście mogłam pełnić wyłącznie rolę obserwatora i dodam, że szybkość i wprawa z jaką Farerki robiły na drutach, wprawiły mnie w osłupienie. Jak się też dowiedziałam, robienie na drutach to część kultury i w zasadzie „kobiecy sport narodowy” (chociaż na drutach potrafi robić też większość mężczyzn na Wyspach Owczych!). Ponadto farerska wełna jest wyjątkowo bogata w lanolinę i charakteryzuje się naprawdę wysoką jakością, zaś sklepowe ceny farerskich swetrów sięgają nawet 3000 dkk (ok. 1500 zł!!). Szybko jednak przekonałam się, że filozofią tych spotkań nie było robienie na drutach, a plotkowanie i jedzenie. Na szczęście obyło się bez farerskich frykasów i Ruth zaserwowała przepyszne ciasta i słodkie bułeczki.

Następnego dnia Ruth, jej mąż Jógvan i ja wybraliśmy się samochodem do drugiego co do wielkości miasta na Wyspach Owczych – Klaksvik. Oprócz pracy nad projektem, mieliśmy zwiedzić trochę samo miasto, jak i okolicę. Klaksvik, mający ok. 5000 mieszkańców, ma kształt podkowy, a ponieważ jego architektura opiera się na chaotycznym rozłożeniu domków jednorodzinnych, miasto nie wydaje się wcale takie małe. Mimo to, do zaoferowania ma niewiele. Jógvan opowiedział mi o odwiecznej wojnie pomiędzy mieszkańcami stolicy i Klaksvik oraz różnicach w lokalnych akcentach języka farerskiego. Aż trudno uwierzyć, że język mający tak małą liczbę nosicieli, był w stanie się jeszcze zdialektyzować! Aby dostać się do Klaksvik, pokonaliśmy kolejny podwodny tunel, wybudowany w 2006 roku. Ruth zaproponowała również, abyśmy pojechali do najbardziej na północ wysuniętej wsi na Wyspach Owczych - Viðareiði. Wioska była położona naprawdę bardzo urokliwie na wyspie Viðoy i była otoczona górami, wodą, zaś na horyzoncie było widać dwie inne wyspy – Fugloy i Svinoy. Mimo że mieszkało tam tylko 300 osób, miejsce wydało mi się przepiękne i byłabym gotowa tam zostać na zawsze!

W drodze powrotnej do Tórshavn, Jógvan w przypływie spontaniczności, postanowił pojechać trochę na około i zapewnić mi dodatkowe atrakcje, obwożąc nas po północnej części wyspy Eysturoy. Pomimo później godziny, na dworze nie było ciemno. Końcówka maja była na Wyspach Owczych początkiem polarnego lata, tak więc przez cały mój pobyt tam nie doświadczyłam tradycyjnej nocy. Z jednej strony było to niezwykłe, gdyż nadmiar słońca i światła dawał mi mnóstwo energii. Jednak z drugiej strony, mój zegar biologiczny zwariował, przez co budziłam się w środku nocy, myśląc, że jest już ranek!

Północ Eysturoy przypominała Narnię. Wszystko dookoła wydawało się dzikie, surowe i nieokiełznane. Człowiek mógł poczuć jak niewiele znaczy w obliczu siły natury. Droga była niezwykle wąska i kręta. Mieścił się na niej zaledwie jeden pojazd, tak więc co kilkaset metrów przy drodze znajdowały się zatoczki, na wypadek spotkania dwóch aut jadących w przeciwnych kierunkach. Drogę co jakiś czas zachodziły nam bezczelne owce, które zadziwiły mnie swoim uporem i sprytem. Strome wybrzeża i bajkowe formacje skalne sprawiały, że co chwilę musiałam przypominać sobie gdzie jestem. Mijane przez nas wioski, wydawały się być opuszczone, a jedna z nich – Eiði, wydała mi się idealną lokalizacją do nakręcenia horroru o małym miasteczku, w którym na pozór niewinna staruszka bestialsko morduje mieszkańców. :)

Back To Top