Ludzie
Jedną z rzeczy, które naprawdę mnie urzekły, to ludzka życzliwość, chęć pomocy i otwartość Egipcjan. Tyle się nasłuchałam o tym, jaka powinnam tam być ostrożna, jacy arabowie są napaleni i żądni pieniędzy. Nic z tych przewidywań się nie potwierdziło. Ani mnie nie napastowano, ani nie wykorzystywano finansowo. Wręcz przeciwnie. Przez pierwsze 4 dni nie wydałam ani funta. Każdy, z kim się umawiałam, a było tych ludzi trochę - część ze skype, część z couchsurfingu - płacił za mnie najdrobniejsze nawet kwoty. Począwszy od biletu za metro, poprzez taksówkę czy picie, a skończywszy na posiłkach czy wstępach do muzeum. Czułam się wręcz zażenowana ich hojnością, zdając sobie sprawę, że zarabiają dużo mniej ode mnie.
{jumi[*1]}
Bardzo się cieszę, że pospisywałam sobie numery telefonów takiej liczby osób. Dzięki temu miałam z kim się spotykać i dużo więcej dowiedziałam się o prawdziwym Egipcie. Czułam się bardzo bezpiecznie. Nikt z poznawanych przeze mnie ludzi nie robił żadnego problemu z faktu, że nie widzę. Im to naprawdę nie przeszkadza, w co trudno uwierzyć po tym, jak mieszkało się 30 lat w Europie. Czułam się tam w pełni akceptowana i dbano o mnie doskonale.
Ostatnie dni
Od Yosry wyprowadziłam się na dwa dni przed moim planowanym odlotem, bo była wiecznie zajęta i absolutnie nie zainteresowana tym, co się ze mną dzieje. O moje potrzeby podstawowe dbała jej mama pytając czy coś chcę do picia lub jedzenia, z tym że mama wcale nie mówiła po angielsku, ratowałam się więc moim skromnym arabskim. Na ogół jednak jadałam poza domem podczas "randek" z moimi nowymi znajomymi.
Dużo więcej czasu poświęcił mi na przykład Rami, który oprowadził mnie po piramidach, zaprosił mnie na cały dzień do swojego rodzinnego domu. Poznał mnie z siostrami bliźniaczkami, które obdarowały mnie na pamiątkę biżuterią i starały się, jak mogły uprzyjemnić mi czas, swoją mamą, która przygotowała dla nas pyszny obiad. Potem poszliśmy na mecz do kafejki, bo Rami wiedział, że lubię Zamalek, a grali z Ahli, to takie kairskie derby.
Dlatego ostatnie dwa dni postanowiłam spędzić w samym Kairze.
Hotel znajdował się tuż przy placu Tahrir, czyli absolutnie w centrum. Oczywiście jeszcze tego dnia udałam się, by przyłączyć się na moment do ciągle odbywających się tam demonstracji.
Co jeszcze się wydarzyło podczas 12 dni spełniania mojego marzenia o Kairze?
Spotkałam się z dwoma mężczyznami, których znałam od siedmiu lat przez skype, w obu przypadkach spotkanie było bardzo miłe,
- poszłam z Kazemem - przyjacielem Yousry, na koncert reggae, gdzie wraz ze swym zespołem grał Mohammed, mój couchsurfingowy gospodarz. Grali w hotelu Intercontinental, gdzie spróbowałam Egipskiego piwa Stella. (Przypuszczam, że Egipskie piwo robią tam tylko na potrzeby europejskich hoteli),
- spacerowałam z niewidomym Egipcjaninem z białą laską po kairskich ulicach, po których nie da się spacerować nawet widząc - wielkie korki, absolutny brak zasad poruszania się i mnóstwo ludzi (oczywiście od miejsca do miejsca doprowadzali nas różni ludzie),
- jechałam w specjalnie dla kobiet i tylko kobiet przeznaczonym wagonie metra. (W każdym metrze pierwszy wagon jest dla tych kobiet, które nie chcą jeździć z mężczyznami mogącymi wykorzystać sytuację do tego, by się o nie poocierać)...