Indie - Sztuka Podróżowania

Autorem relacji i zdjęć jest:

INDYJSKIE POCIĄGI – satysfakcja gwarantowana

Jedne z najbardziej ekscytujących chwil podróży spędziłam w wagonach sypialnych klasy drugiej indyjskich kolei. Na dłuższych dystansach jest to zdecydowanie najtańszy i najbardziej popularny środek lokomocji, chociaż trudno go (delikatnie rzecz ujmując) zaliczyć do szczególnie ekskluzywnych.
Indyjskie pociągi. Ponieważ  poruszają się z zawrotną prędkością średnio 30 km/h; zdecydowanie nie polecam tej formy transportu tym, którzy chcą zobaczyć jak najwięcej w ograniczonym czasie, mają napięty harmonogram i zszargane nerwy... Jest to jednak idealna okazja dla poszukiwaczy przygód i mocnych doznań.

Oto kilka poczynionych przeze mnie uwag, spostrzeżeń i porad dotyczących tej formy podróżowania po Indiach:

1. Wóz albo przewóz 
Pilotka ostrzegała nas o przeludnieniu pociągów, napominając (niby mimochodem) o przygodach przeżytych z poprzednią grupą, kiedy to przeciskała się PO ludziach, aby dojść do przedziału. Po takim wstępie przed pierwszą podróżą – czekała mnie kolejna (chyba to już trzecia) nieprzespana z wrażenia noc.
Zasada numer 1 brzmi:  należy bezwzględnie przeć do przodu i nie dać się zaskoczyć; pociąg nie będzie czekał, aż wszyscy wsiądą, czy wysiądą, nie będzie odszkodowań za niewykorzystany bilet, uszkodzenie mienia osobistego, czy  straty moralne. Jeśli nie starczy dla ciebie miejsca w wagonie; no cóż... Wejście do pociągu jest swoistą walką o przetrwanie; nie ma czasu na zastanawianie się, chwilę zawahania, kurtuazję, przepuszczanie idących z naprzeciwka, czy liczenie na to, że ktoś przepuści nas.

Na szczęście tym razem odbyło się bez ofiar w ludziach; nasza ekipa sprawnie i bez bólu wykonała manewr wejścia do pociągu, zlokalizowania odpowiednich wagonów, zajęcia miejscówek i ulokowania bagażu. Mimo, że sanepid chyba zapomniał o kontroli tegoż pojazdu, przy moim pierwszym bliskim spotkaniu z karaluchem, lampie świecącej prosto w oczy i średnio przyjemnym zapachu dochodzącym z pobliskiej toalety; było mi już chyba wszystko jedno i wreszcie zasnęłam - szczęśliwa, że nikt nie ucierpiał.


2. Miejscówki
Wykupienie miejscówki (czy miejsca leżącego) wcale nie oznacza, że miejsce to będzie nam dane okupować (de facto nie oznacza, że miejsce będzie dostępne wcale).  Jeśli  podróż ma trwać kilka godzin, to powiedzmy, że da się to jakoś przeżyć, ale perspektywa spędzenia kilkunastu, czy kilkudziesięciu godzin w niemiłosiernym ścisku (a przecież wykupiliśmy miejscówki), nie napawa już takim optymizmem.
Zasada nr 2 – należy niezwłocznie i kategorycznie zażądać zwolnienia naszego miejsca przez  bogu ducha winnych dziesięciu delikwentów, zasiadających na nim niby nigdy nic i udających, że nie wiedzą o co chodzi. (Zazwyczaj nie protestują i oddają siedliska bez walki.)

{jumi[*1]}

Tylko raz byliśmy zmuszeni do użycia siłowych argumentów w stosunku do niesfornej młodzieży (grupki nacjonalistów z Maharasztry), których ciężko było przekonać do współpracy. Na szczęście mieliśmy nieustraszoną i zaprawioną w bojach pilotkę, która spychała ich, jeden po drugim, tłukąc po głowie co bardziej krnąbrnych osobników. Z przerażeniem obserwowaliśmy tę scenę w obawie przed rozlewem krwi, ale w końcu przyszła nam z pomocą pociągowa policja hinduska. Jej  interwencja do pewnego stopnia tylko przyniosła upragniony skutek; chłopcy zeszli z naszych miejscówek, ale mimo wolnej przestrzeni w sąsiednich wagonach, postanowili sobie za cel nadrzędny całonocne gnębienie białasów, baczne przyglądanie się naszej ekipie i atakowanie każdego wolnego skrawka terenu..
Na szczęście skończyło się na bezsennej nocy, strachu przed poderżnięciem gardła i ...powiązanych sznurówkach; nawet nacjonaliści wykazali się charakterystyczną dla Hindusów łagodnością.

3. Atrakcje lokalne
Pociąg żyje, w pociągu nie sposób się nudzić, w pociągu spokoju nie doświadczysz; cały czas ktoś przechodzi, krzyczy, zagaduje, komentuje, pojawia się i znika. Obecność turystów wywołuje dodatkowe poruszenie, przyciągając kolejnych pasażerów  do przedziału  i zaciekawione spojrzenia wnikliwych obserwatorów.
Między godziną 2- 5 w nocy panuje względny spokój, można się nawet przespać bez zatyczek do uszu.  Poza tym - ciągły ruch, hałas i ci sprzedawcy.. Skąd się ich tylu bierze ? Wsiadają na jakiejś stacji i aż do następnej (gdzie wsiądą inni); chodzą w tą i  z powrotem, od wagonu do wagonu, sprzedając różnego rodzaju gadżety,  przekąski i napoje.

Idą sobie zatem jeden za drugim i dźwięcznym głosem trąbią – czaj, czaj, czaj/water, water, water/ samosa, samosa, samosaaaa, itp.itd.. Na początku nawet przypadło mi to do gustu, ale po którejś z kolei godzinie, zaczęła mnie ogarniać pewnego rodzaju psychoza.  Rozumiem prawa rynku, siłę konkurencji i potrzebę zarobku, ale kto byłby w stanie co 5 minut herbatkę hinduską pić ? (choć nie ukrywam, że moja ulubiona...)

4. Przyjedzie/ nie przyjedzie, spóźni się (o ile?)
Na peronie należy być przynajmniej godzinę przed odjazdem, aby zdobyć odpowiednią miejscówkę i tym samym zwiększyć swoje szanse na udany manewr „wrzucania się do wejścia”, przeprowadzony z dogodnej pozycji startowej. Potem pozostaje już tylko czekać.

Zazwyczaj, oczywiście; pociąg przyjeżdża opóźniony, ale czy będzie to godzina spóźnienia, dwie, czy osiem – tego już doprawdy nawet najwytrwalsi w bojach znawcy zasad komunikacji hinduskiej nie wiedzą... Zasada nr 3 - pomaga duża dawka optymizmu, cnota cierpliwości, wytrwałość.
Ale ponieważ na peronach też zwykle atrakcji moc...
Jest szansa, że ktoś się nami zainteresuje, rozpocznie rozmowę , poprosi o wspólne zdjęcie, nakręci  „potajemnie” filmik z naszym udziałem. Albo na przykład krowa wejdzie na tory, czy wykradnie nam jedzenie z plecaka; jej wszystko wolno, bo przecież świętą jest.

Warto poprzyglądać się ludziom, krowom i zdarzeniom;  czas spędzony w oczekiwaniu na pociąg – widmo, na pewno nie jest czasem straconym; obserwując całe to zamieszanie i tłumy przewijające się w różnych kierunkach; można nawet dostrzec jakąś specyficzną równowagę w całym tym chaosie...

Wnioski.  Primo: trudno jest określić podróż drugą klasą pociągów indyjskich jakimkolwiek europejskim standardem, wrażenia jednak pozostają bezcenne i stanowią jedną z największych atrakcji; samo przemieszczanie się jest przygodą.

Secundo: Nie ma tego złego... Po ostatniej, najbardziej męczącej, prawie 30-godzinnej podróży w kierunku Goa, kiedy to byliśmy już bliscy klaustrofobicznemu atakowi paniki; kolega powziął mocne postanowienie napisania po powrocie do Polski listu pochwalnego do PKP (czyli jednak podróże kształcą, poszerzają  horyzonty i  umożliwiają nam zrozumienie jednej prostej prawdy; zawsze może być gorzej.)


HISTORIA PEWNEGO ŚPIWORA (kolejna przygoda pociągowa)

Niby zwyczajna historia, ale dotąd nie daje mi spokoju.
A było to tak: mieliśmy wysiąść na jakiejś małej stacyjce, aby dostać się następnie jeepem do Khajuraho. Spaliśmy wszyscy jakby nigdy nic i o mało nie przegapiliśmy naszego „przystanku”, obudziwszy się w środku nocy. Informacje zdobyte od współpasażerów okazały się dosyć rozbieżne i dopiero po zatrzymaniu się pociągu jasne było, że należy wysiadać właśnie tu i teraz. Mieliśmy jakieś dwie minuty na spakowanie całego dobytku, odpięcie plecaków i zebranie kilkuosobowej ekipy. PRAWIE się udało..

{jumi[*1]}

Kiedy obecnie wspominam pomysł wyskakiwania z jadącego pociągu, całe to zdarzenie wydaje mi się nawet dosyć zabawne, choć  nie chciałabym go powtarzać w przyszłości i generalnie nie polecam tego rodzaju rozrywek. Mogło się to różnie skończyć, ale na szczęście obyło się bez większych obrażeń, strat w ludziach, czy dobytku. Pilotka zgubiła wprawdzie pokrowiec od śpiwora, ale któż by się przejmował takim szczegółem, biorąc pod uwagę zaistniałe okoliczności. Ochłonęliśmy szybko po tych nocnych wrażeniach,  dotarliśmy do słynnego Khajuraho, aby spędzić tam dwa kolejne dni delektując się pięknem dżinijskiego miasteczka i sławnych świątyń. Aby nie wracać się, kontynuowaliśmy wyprawę obrawszy inną trasę, kierując się bezpośrednio do stacji kolejowej w miejscowości Satna.

I znów kilka godzin w oczekiwaniu na kolejny pociąg.Tuż przed odjazdem podszedł do nas młody Hindus i zwracając się bezpośrednio do pilotki, wręczył jej zaginiony pokrowiec. Po upływie prawie trzeciej doby, w gęstym tłumie i w odległości przeszło 150 km od miejsca zdarzenia.

Ciągle intryguje mnie ile osób zaangażowanych było w to przedsięwzięcie i dlaczego ktoś zadał sobie tyle trudu, by oddać najmniej chyba przydatną rzecz, nie czekając nawet na słowa podziękowania. Nie byliśmy jedyną grupą turystów na peronie zapchanym skądinąd ludźmi, a chłopak podszedł właśnie do nas i oddał zgubę bez najmniejszego cienia wątpliwości bezpośrednio w ręce właścicielki (zapytał wprawdzie, czy to na pewno jej, po czym zniknął bez śladu, nie czekając nawet na odpowiedź). Zszokowana zdołała tylko wykrzyczeć „za to właśnie kocham Indie”, a tajemniczego gościa już nie było...

MAGIA INDII

Po upływie jakiegoś czasu zapominamy nazwy miejscowości, rozmywają się twarze napotkanych ludzi, nie pamiętamy dat wyczytanych z przewodników, czy genezy powstania zabytków. Emocje, jakich dostarczają nam towarzysze podróży, zasłyszane słowa i przeżycia, jakich doświadczamy; pozostają jednak z nami na długie lata. Można by pisać setki opracowań o zabytkach kultury hinduskiej, różnorodności tradycji, religii, bogactwie parków narodowych, czy problemach społecznych.

Dla mnie osobiście największą atrakcją w Indiach była przyjemność samego przemieszczania się, doświadczania otoczenia wszystkimi zmysłami, kontrasty.

Nie zawsze były to miłe przeżycia; nie ukrywam, że widok ubóstwa i stert odpadów przytłoczył mnie, przyćmił wszelkie monumentalne świątynie, bogactwo zabytków i dzikiej przyrody. Nie mniej jednak w ciągu tych kilku tygodni przeżyłam największą jak dotychczas przygodę i tak silne emocje, których nigdy nie zapomnę.

Indie są niewiarygodne.

Back To Top