HISTORIA PEWNEGO ŚPIWORA (kolejna przygoda pociągowa)
Niby zwyczajna historia, ale dotąd nie daje mi spokoju.
A było to tak: mieliśmy wysiąść na jakiejś małej stacyjce, aby dostać się następnie jeepem do Khajuraho. Spaliśmy wszyscy jakby nigdy nic i o mało nie przegapiliśmy naszego „przystanku”, obudziwszy się w środku nocy. Informacje zdobyte od współpasażerów okazały się dosyć rozbieżne i dopiero po zatrzymaniu się pociągu jasne było, że należy wysiadać właśnie tu i teraz. Mieliśmy jakieś dwie minuty na spakowanie całego dobytku, odpięcie plecaków i zebranie kilkuosobowej ekipy. PRAWIE się udało..
{jumi[*1]}
Kiedy obecnie wspominam pomysł wyskakiwania z jadącego pociągu, całe to zdarzenie wydaje mi się nawet dosyć zabawne, choć nie chciałabym go powtarzać w przyszłości i generalnie nie polecam tego rodzaju rozrywek. Mogło się to różnie skończyć, ale na szczęście obyło się bez większych obrażeń, strat w ludziach, czy dobytku. Pilotka zgubiła wprawdzie pokrowiec od śpiwora, ale któż by się przejmował takim szczegółem, biorąc pod uwagę zaistniałe okoliczności. Ochłonęliśmy szybko po tych nocnych wrażeniach, dotarliśmy do słynnego Khajuraho, aby spędzić tam dwa kolejne dni delektując się pięknem dżinijskiego miasteczka i sławnych świątyń. Aby nie wracać się, kontynuowaliśmy wyprawę obrawszy inną trasę, kierując się bezpośrednio do stacji kolejowej w miejscowości Satna.
I znów kilka godzin w oczekiwaniu na kolejny pociąg.Tuż przed odjazdem podszedł do nas młody Hindus i zwracając się bezpośrednio do pilotki, wręczył jej zaginiony pokrowiec. Po upływie prawie trzeciej doby, w gęstym tłumie i w odległości przeszło 150 km od miejsca zdarzenia.
Ciągle intryguje mnie ile osób zaangażowanych było w to przedsięwzięcie i dlaczego ktoś zadał sobie tyle trudu, by oddać najmniej chyba przydatną rzecz, nie czekając nawet na słowa podziękowania. Nie byliśmy jedyną grupą turystów na peronie zapchanym skądinąd ludźmi, a chłopak podszedł właśnie do nas i oddał zgubę bez najmniejszego cienia wątpliwości bezpośrednio w ręce właścicielki (zapytał wprawdzie, czy to na pewno jej, po czym zniknął bez śladu, nie czekając nawet na odpowiedź). Zszokowana zdołała tylko wykrzyczeć „za to właśnie kocham Indie”, a tajemniczego gościa już nie było...
MAGIA INDII
Po upływie jakiegoś czasu zapominamy nazwy miejscowości, rozmywają się twarze napotkanych ludzi, nie pamiętamy dat wyczytanych z przewodników, czy genezy powstania zabytków. Emocje, jakich dostarczają nam towarzysze podróży, zasłyszane słowa i przeżycia, jakich doświadczamy; pozostają jednak z nami na długie lata. Można by pisać setki opracowań o zabytkach kultury hinduskiej, różnorodności tradycji, religii, bogactwie parków narodowych, czy problemach społecznych.
Dla mnie osobiście największą atrakcją w Indiach była przyjemność samego przemieszczania się, doświadczania otoczenia wszystkimi zmysłami, kontrasty.
Nie zawsze były to miłe przeżycia; nie ukrywam, że widok ubóstwa i stert odpadów przytłoczył mnie, przyćmił wszelkie monumentalne świątynie, bogactwo zabytków i dzikiej przyrody. Nie mniej jednak w ciągu tych kilku tygodni przeżyłam największą jak dotychczas przygodę i tak silne emocje, których nigdy nie zapomnę.
Indie są niewiarygodne.