Postanowiliśmy go zwiedzić z samego rana, później trzeba stać w długiej kolejce innych chętnych do podziwiania tego miejsca. Hofburg to imponująca budowla powstała w XIII wieku z inicjatywy rodu Habsburgów; to tu właśnie przetrwało dziedzictwo kultury austriackiej. Przez kolejne siedem wieków było oficjalną rezydencją; dominuje tu styl barokowy i klasycystyczny. Oczywiście ja szukałam śladów pięknej Sissi ( może zbyt poufale?:) ; więc raczej cesarzowej Elżbiety. Jest ich tu sporo-piękne portrety; elegenckie drobiazgi jak spinki do włosów; ozdoby, suknie. W budynku w skrzydle Leopolda znajduje się obecnie rezydencja prezydenta Austrii. Warto odwiedzić Skarbiec z kolekcją monet; oznak władzy, szatami koronacyjnymi. Na mnie wrażenie zrobił 2869 karatowy szmaragd kolumbijski. Hmmm mówiąc szczerze wystarczyłoby mi te ostatnie 9 karatów :) Niesyci wrażeń udaliśmy się w stronę Kunsthistorisches Museum czyli Muzeum Sztuk Pięknych. Co roku odwiedzane jest przez około półtora miliona ludzi, którzy doceniają talent takich malarzy jak:Rubens, Rembrandt czy Tintoretto. Jest tu także kolekcja sztuki Egiptu i Bliskiego Wschodu. Niektóre eksponaty są z okresu 2500 lat p.n.e Po obejrzeniu tych wszystkich wspaniałości troszkę zakręciło nam się w głowie... a może z głodu? Więc żeby nabrać nowych sił skierowaliśmy się do Hotelu Sacher ,aby usiąść i skosztować wiedeńskiego specjału, czyli słynnego toru. Mogliśmy spokojnie odpocząć,gdyż przed nami kłębiła się dłuuuuga kolejka innych łasuchów. Muszę przyznać,że warto było poczekać i zainwestować kilka Euro w ten specjał; mój był pyszny.
{jumi[*1]}
Spacerując uliczkami miasta trafiliśmy pod piękny kościółek Augustinerkirche, który może się poszczycić jednym z najlepiej zachowanych XIV wiecznych gotyckich wnętrz w Wiedniu. W kościele mieści się krypta serc ( Herzgruft) z sercami niektórych Habsburgów. Tu nasz król Jan III Sobieski święcił swoje zwycięstwo nad Turkami. Pod koniec dnia stwierdziliśmy,że oprócz poznawania miasta od strony zabytków należy nam się także odrobina szaleństwa i radości, a w Wiedniu warto takiej poszukać na Praterze. W tym miejscu właściwie warto spędzić cały dzień a nie tylko kilka godzin i to niezależnie od tego czy ma się 9 czy też 99 lat. Nad całością parku góruje Riesenrad czyli Wielkie Koło Młyńskie zbudowane w 1897r. Uważane jest za jeden z symboli miasta, jego wysokość to 65 m , a waga to ponad 430 ton. Widok z tej wysokośći naprawdę jest wspaniały, zwłaszcza nocą widać piękne, kolorowe światełka przejeżdżających pojazdów, oświetlone budynki i maleńkich ludzi biegnących gdzieś w pośpiechu. A my,aby zakończyć ten wieczór wspaniale i radośnie udaliśmy się na Grinzing. Tu czekały na nas (i nasze portfele) małe winiarnie i oberże. Wzgórze porośnięte jest winoroślą, a wesołe śpiewy dochodzą ze środka co drugiego lokalu zachęcają do wejścia obiecując przednią zabawę. Jeżeli nie dotrzecie tam bardzo oźnym wieczorem to warto wcześniej podjechać choć na chwilę na Wzgórze Kahlenberg, na którym modlił się król Jan III Sobieski przed wyruszeniem na walkę z Turkami.
Trzeciego dnia postanowiliśmy zobaczyć Pałac Schonnbrunn wraz z jego przepięknymi ogrodami. Miejsce te to wspaniały zespół pałacowo-parkowy. Typowy przykład okazałości dworu austriackiego. Początkowo miała tu być skromna rezydencja myśliwska; obecnie znajduje się tu 1441 komnat, a kompleks jest wpisany na Światową Listę Dziedzictwa Kultury UNESCO. Nazwa tego miejsca pochodzi od "pięknego źródła" czyli Schoner Brunnen; które zostało tu odkryte w latach 60 wieku XVII. W oficjalnych wnętrzach króluje rokoko; dominują jasne pastelowe barwy z bogatymi złoceniami. Większość komnat mają swoją nazwę; która coś symbolizuje. Najpiękniejsze z tych wnętrz to Wielka Galeria; niegdyś miejsce cesarskich bankietów. Wystarczy przymknąć oczy... i naprawdę można z łatwością wyobrazić sobie wirujące w takt walca wiedeńskiego pary. Schonbrunn to nie tylko pałac, lecz również Palmiarnia i Glorietta,którą należy zobaczyć. Dzień zakończyliśmy wieczornym spacerem po uliczkach Wiednia.
I tak nadzszedł czas wyjazdu; przed odjazdem jednak chcieliśmy pożegnać Wiedeń wśród rodowitych Wiedeńczyków i poszliśmy na wspaniały "pchli targ" Naschmarkt. Należy się tu ostro targować, ceny początkowo są horendalne. Ja zachwyciłam się starymi kuflami, kubeczkami i filiżankami kupując kilka do domowej kolekcji:) Przed długą drogą zjedliśmy wiedeńskie kiełbaski i ruszyliśmy w stronę kraju zadowoleni,że tak wspaniale minęły nam te dni. Moe jeszcze kiedyś tu powrócimy...