Chciałabym podzielić się opisem podróży, którą odbyliśmy z narzeczonym i przyjaciółmi w październiku 2010 roku. Udaliśmy się na Teneryfę. Cudowną wyspę należącą do Wysp Kanaryjskich.
Długo przed wyjazdem, a właściwie wylotem przeglądaliśmy strony internetowe opisujące zwyczaje, atrakcje, miejsca warte obejrzenia na Teneryfie. Przygotowani bylismy bardzo dobrze. Po przyjeździe do hotelu dostaliśmy mnóstwo wizytówek, broszur i ogłoszeń o wycieczkach, kursach, rejsach itp. Pierwszy wieczór spędziliśmy na ustalaniu: co, kiedy, gdzie i jak spędzimy w ten cudowny tydzień.
Każdego dnia po śniadaniu wyruszaliśmy coś obejrzeć, zwiedzić. Wracaliśmy na obiad późnym popołudniem, a wieczorem ruszaliśmy nad ocean.
Teneryfa jest cudowna wyspą. Ciężko jest opisać tą zieleń, klimat malutkich miast, panujące wyczaje. Poniżej postaram się przedstawić co udało nam się zobaczyć i z jakich atrakcji skorzystać.
Pierwszą nowinką był czarny piasek, który mocno nagrzewał się na słońcu. Niewiarygodnie ciężko było przebrnąć bosymi stopami do brzegu i fal oceanu by się ochłodzić. Sam widok czarnej, często kamienistej plaży był niesamowity.
Odwiedziliśmy, także park ze zwierzętami i roślinnością typową dla dżungli. Pokaz ptaków egzotycznych uwieczniliśmy na filmach, gdyż zdjęcia nie potrafiły oddać tego co widzieliśmy.
W mniej słoneczny dzień wybraliśmy się na Masce, tzn. do parku krajobrazowego oraz zobaczyć wulkan Del Teide. Góry, ciekawa roślinność i wąziutkie, strome dróżki na zboczach skał- niesamowite przeżycia.
Kolejny dzień to szaleństwo w parku wodnym. Mnóstwo zjeżdzalni, sztuczna plaża ze sztuczną falą, którą rozpoczynał charakterystyczny gong. Tak na prawdę spędziliśmy tam cały dzień i chyba wszystkiego nie zdążylismy zwiedzić.
Następnego dnia wyruszyliśmy pirackim statkiem w głąb oceanu by zobaczyć delfiny, orki i inne stworzenia morskie. Dodatkowo obsługa statku wyglądała jak prawdziwi piraci. Kostiumy, opalenizna, fajki, kapelusze. Wieczorem wybraliśmy się do klubu potańczyć. Hiszpanie mieszkający na Teneryfie są bardzo przyjaźni i sympatyczni. Lokal, do którego trafiliśmy był bardzo nowoczesny. Muzyka porywała do tańca.
Jedynym minusem jaki mi przeszkadzał, przynajmniej przez pierwsze 2 dni był zapach na wyspie. Jakby problem z kanalizacją i odpływami ścieków- podobno tam to normalne. Najważniejsze, że po tych 2 dniach nos się przywyczaja i praktycznie nie zwraca się na to uwagi.
A teraz kilka chwil, które najbardziej utkwiły nam w pamięci. Pierwsza akcja: kiedy jechaliśmy na wycieczkę i nawigacja poprowadziła nas malutkimi uliczkami, tak wąskimi, że auto właściwie nam się zaklinowało. Lekko otartym i ze złożonymi lusterkami autem jakoś udało nam się wyjechać, ale adrenalina w sytuacji kiedy nie można otworzyć drzwi auta, bo blokuje je czyjś dom, a pani z okna mogłaby dotknąc szyby-nie do opisania.