Szalona podróż po Ukrainie, która miała być... Gruzją!

Autorem relacji i zdjęć jest:

Z początkiem sierpnia, po dwóch miesiącach upałów i suszy w Polsce wsiedliśmy w pociąg relacji Kraków - Lublin (zaszaleliśmy wsiadając do pośpiesznego ;)). Z plecakami ważącymi grubo ponad 15kg, zapasem sprzętu i częściowo żywności na najbliższy miesiąc wczytując się w przewodniki i mapy o Gruzji ruszyliśmy na wschód. W Lublinie z dworca odebrał nas znajomy - oprowadził po mieście (polecam serdecznie pozwiedzanie starówki, uroczych zakamarków kamienic Lublina i koniecznie wejście do jednej z wież po rewelacyjne panoramy miasta).

Rano ruszyliśmy autobusem do Lwowa. I tutaj pierwsze zaskoczenie - każdy dostaje bilet z numerkiem i koniecznie musi siąść na swoim numerowanym miejscu. Nieprzestrzeganie tego grozi nawet wyrzuceniem z pojazdu!

Mimo iż autobus był rozklekotany koszmarnie, to do granicy z Ukrainą jechało się spokojnie. Na granicy małe zamieszanie z karteczkami meldunkowymi, ale autobus szybciutko przejechał (staliśmy na przejściu ok 20 min - samochody osobowe stały ok 4h). I za granicą polsko-ukraińską okazało się dlaczego autobus jest taki rozklekotany... - jeśli ktoś twierdzi że drogi w Polsce są w złym stanie - niech zamilknie i pojedzie na Ukrainę. Prócz dziurawych dróg w oczy uderzyły nas jeszcze dwie znaczące różnice - ogromne puste przestrzenie pól uprawnych oraz szarość budynków - rzadko się spotykało nowy czy odremontowany dom.

Do Lwowa dotarliśmy popołudniu, z dworca autobusowego marszrutką (ukraiński bus) dostaliśmy się do centrum, później piechotką na rynek gdzie mieliśmy nocleg. Nocowaliśmy u Pani Stefanii - Polki która za niewielkie pieniądze wynajmuje mieszkanie swojego syna pod noclegi dla Polaków. Jeszcze tego samego wieczoru wybraliśmy się na wzgórze (zamkowe ?) we Lwowie by podziwiać nocną panoramę miasta. UWAGA ! Na tak ryzykowną wycieczkę polecam wybierać się TYLKO w DUŻEJ GRUPIE (nas było ponad 20 osób). Wałęsające się wygłodniałe psy, grupki mężczyzn z niebezpiecznymi narzędziami i panie w bardzo skąpych strojach są widokiem normalnym. Tylko ścisłe centrum Lwowa nocą jest względnie bezpieczne. Ale dla widoku miasta warto było ryzykować :)

Następnego dnia zwiedzaliśmy Lwów - stare miasto + cmentarz . Warto poświęcić na to 3-4 dni z czego 2 dnia na sam cmentarz... my niestety dzień mieliśmy tylko jeden.

Następnego dnia z rana po przejściach z kupnem biletów (ostatecznie kupiła nam je Pani Stefania u znajomej kasjerki tamtejszej kolei) z ogromnego, niesamowitego i do granic możliwości zapierającego dech w piersiach dworca kolejowego we Lwowie ruszyliśmy do Chmielnickiego ogromnym, niesamowitym i stokroć lepszym od polskich pociągiem w klasie „plackarta”. Później przesiedliśmy się w znacznie gorszą klasę „obszczyj” by dotrzeć do Kamieńca Podolskiego. W Kamieńcu zjedliśmy szybki obiad i przechodząc przez stare miasto dotarliśmy na legendarny zamek - twierdzę. Zwiedzanie twierdzy jest obowiązkowe ! Kamieniec Podolski jest jedyną twierdzą, która nigdy nie została zdobyta (oddana została dobrowolnie). To właśnie do Kamieńca przybył jeden z najpotężniejszych Sułtanów tureckich wraz ze swoją wtenczas największą na świecie armią. Stanął u bram zamku w Kamieńcu Podolskim po przejściu tysięcy kilometrów i... zawrócił. Smutnym, lecz pełnym podziwu głosem tłumacząc, iż Kamieniec Podolski jest twierdzą nie do zdobycia.

Back To Top