Samochodem przez Europę. Część 4

Autorem relacji i zdjęć jest:

14.08.2009 (piątek): Jedziemy do Toledo- miasta, które jest kwintesencją Hiszpanii. Jest to jedno z najwspanialszych zabytkowych miast świata, które znajduje się na liście UNESCO. Widać tu wpływy trzech wielkich religii: katolickiej (katedra i klasztor San Juan de Los Reyes), muzułmańskiej (Alcazar), żydowskiej (dzielnica żydowska- judeira z synagogą). Gubienie się w labiryncie uliczek jest wspaniałym przeżyciem. Miasto zachowało się w świetnym stanie z czasów nam bardzo odległych. Co rusz znajdują się sklepy z białą bronią, zbrojami i flagami rycerskimi, a także innymi wysokiej jakości wyrobami. Jeszcze nigdy nie widziałem tak wielu sklepów sprzedających różnego rodzaju towary wzorowane na średniowieczu na tak małej przestrzeni. Nawet w San Marino, pierwszej republice na świecie, nastawionej na turystykę, gdzie sklep z pamiątkami jest co rusz, nie ma takiego wyboru. Niestety wiele z tych wspaniałości jest bardzo drogich, ale są one naprawdę niepowtarzalne. Aby zwiedzić Toledo najlepiej podjechać na parking, znajdujący się w pobliżu zadaszonych ruchomych schodów prowadzących na wzniesienie, gdzie jest całe stare miasto. Spotykamy tam polską rodzinę, która mieszka tam na stałe. Opowiadają nam o tym mieście i jak wygląda życie w Hiszpanii. Po całodniowym zwiedzaniu miasta jedziemy na kemping znajdujący się pod Madrytem, w rejonie Getafe. Recepcjonistka w kempingu na plakietce ma kilka flag oznaczających, jakimi językami się porozumiewa. Rozmawiamy z nią po angielsku, ale ja z siostrą mówimy między sobą po polsku. Po chwili odzywa się nasza recepcjonistka czystą polszczyzną. Okazało się, że to Polka pracująca tam od jakiegoś czasu. Pytam się wobec tego, dlaczego nie ma naszej flagi na plakietce. Odpowiada, że zagląda tu bardzo mało Polaków. Mamy jeszcze trochę czasu, a temperatura jest bardzo wysoka, więc siedzimy do wieczora w basenie. Muszę przyznać, że wiele kempingów w Europie Zachodniej ma naprawdę wysoki standard: z basenami, różnego rodzaju rozrywkami (np. dyskotekami), pralniami, obiektami sportowymi, a nawet z własnym supermarketem. Dla nas jedyną ważną rzeczą jest basen, na resztę nie mamy siły. Noc w namiocie w tym miejscu jest jedną z najgorętszych, wręcz przytulałem się do nieco tylko chłodniejszego podłoża. Normalna dla nas (Polaków) temperatura zrobiła się dopiero przed świtem. Jak widać była to noc, gdzie spałem czujnym snem (oczywiście wina wysokiej temperatury).

 

15.08.2009 (sobota): Rano jedziemy do stolicy Hiszpanii- Madrytu. Parkujemy na końcowej stacji metra i do centrum udajemy się właśnie metrem. Jest ono jednym z najładniejszych i najczystszych, jakie widziałem (bardzo czysto jest też w Lizbonie), choć po atakach terrorystycznych wszędzie pełno jest kamer. Wysiadamy w samym centrum i kierujemy się do Pałacu Królewskiego (Palacio Real). Oglądamy znajdujące się w pobliżu Ogrody Sabatini (Jardines de Sabatini), a następnie katedrę Nuestra Senora de la Almudena. Stamtąd udajemy się na główny plac- Plaza Major, będącym centrum życia towarzyskiego. Przy okazji zwiedzania robimy zakupy. Z mapą w ręku oglądamy najciekawsze miejsca Madrytu, m.in. brązowy posąg niedźwiedzia- symbol miasta, budynki Edificio la Equitativa, Edificio Metropolis, aż docieramy do Plaza de la Cibeles. Przy okazji dowiadujemy się, że dziś odbędzie się corrida (jakie szczęście, że akurat dzisiaj i to akurat tutaj- na najważniejszej arenie Hiszpanii, czyli na Plaza de Toros de Las Ventas. Ale o corridzie pisałem już w mojej relacji: http://globmania.pl/wyprawy/europa/51-hiszpania/175-madrycka-corrida-plaza-de-toros-de-las-ventas Zdjęcia: http://globmania.pl/galeria?func=viewalbum&aid=203 Po corridzie jedziemy na kemping w okolicy Madrytu.

 

 

16.08.2009 (niedziela): Jedziemy w stronę Francji przez Kraj Basków i Bilbao. Jedziemy tak długo jak się da, na dość pustawych autostradach. Przejeżdżając przez Kraj Basków napisy są dwujęzyczne- baskijski jak dla mnie jest dość dziwnym językiem, choć nie znając go nawet w podstawach nie będę się więcej wypowiadać. Wydaje mi się, że z Madrytu, aż po samą granicę jedziemy przez większość czasu z górki. Odpowiada mi to ze względu na małe zużycie gazu LPG, na zatankowanie którego nie mogę tu liczyć, ale niepokoję się hamulcami, z którymi miałem już do czynienia w Sewilli. Co chwila pojawiają się przy drodze wielkie plansze byków. Za granicą francuską od razu tankuję do pełna (przejechałem na jednym tankowaniu ponad 700km, a jeszcze w baku trochę było- zazwyczaj robię około 400km, chyba faktycznie było z górki). Wieczorem dojeżdżamy do Lourdes- miasta u podnóża Pirenejów, będące miastem bliźniaczym mojego rodzinnego miasta Częstochowy (kiedyś sobie postanowiłem, że zwiedzę miasta bliźniacze). Przy wjeździe czuję się bardzo swojsko, bo jest tablica z nazwą Częstochowa, pod tablicą Lourdes. Lourdes to miasto słynące z pielgrzymek i cudu, jaki tu kiedyś miał miejsce. Jest też bazylika i duży plac. W czasie, gdy przyjeżdżamy odbywają się właśnie uroczystości związane ze świętem Maryi Panny i nabożeństwa są w wielu językach, w tym polskim. Spotykamy też Polaków, starsze małżeństwo, którzy mieszkają we Francji od czasów powojennych. Widzimy też polskie pielgrzymki, choć do nich nie podchodzimy. Po zwiedzeniu miasteczka i rejonu bazyliki, udajemy się na noc do prywatnego, rodzinnego kempingu. Tu temperatury są już znośniejsze.

 

Back To Top