Przygotowania
Wyjeżdżając do swojej rodziny mieszkającej w Toronto (Kanada) postanowiłem przy okazji zwiedzić wraz z siostrą najciekawsze miejsca wschodniej części Ameryki Północnej. Przeglądałem różnego rodzaju przewodniki, albumy ilustrowane (m.in. 1000 cudów natury, 1000 miejsc historycznych, które warto w życiu zobaczyć), Internet i na tej podstawie ułożyłem plan wycieczki w najdrobniejszych szczegółach. Ważną sprawą organizacyjną było minimalizowanie kosztów, gdyż nie chciałem być zależny od kogokolwiek. Dodam tylko, że jako nauczyciel geografii nie zarabiam bardzo dużo (wbrew temu, co piszą polskie media), więc na tego typu wyjazdy przeznaczam każdą odłożoną złotówkę, przez co najmniej rok. Pierwszą sprawą było określenie terminu. Ze względu na wakacje mogłem brać pod uwagę termin od połowy czerwca do końca sierpnia. Połowa czerwca był terminem najbardziej mi odpowiadającym ze względu na koszt biletów lotniczych do Kanady (rezerwacja w marcu liniami Finnair, z przesiadką w Helsinkach, bez możliwości odwołania czy przesunięcia terminu- najtańsza oferta). Kolejna ważna rzecz- ubezpieczenie. W moim przypadku wyrobiłem kartę zniżkową ITIC z pakietem rozszerzonym o ubezpieczenie w USA i Kanadzie (jest to karta dla nauczycieli wraz z ubezpieczeniem- odmiana studenckiej karty ISIC). Wizę do USA miałem jeszcze ważną, więc te formalności miałem z głowy. Musiałem natomiast wyrobić nowy paszport, gdyż wjeżdżając do Kanady musi być obowiązkowo biometryczny (z odciskami palców). Najważniejszym sprzyjającym mi czynnikiem w planowaniu i kosztach była … moja siostra (koszt noclegów i paliwa dzielony na pół, samochód do dyspozycji, zmiennik za kierownicą, miła atmosfera i mnóstwo rzeczy do omówienia). Niezbędnymi rzeczami, które ze sobą wziąłem to oczywiście aparat fotograficzny z odpowiednią ilością kart pamięci, pieniądze i wszystkie ważne dokumenty.
Wylot i przygoda na lotnisku
Z Warszawy do Helsinek leciałem pasażerskim samolotem typu Embraer 190. Piękne widoki na Bałtyk, Litwę, Łotwę, Estonię (Tallin) i spokojne lądowanie w Helsinkach otoczonych lasami. I tu pierwsza niespodzianka, o której wcześniej wiedziałem, ale zapomniałem: Finlandia ma o 1 godzinę przesuniętą w stosunku do Polski. Chodząc beztrosko po strefie bezcłowej i mając pewność, że jeszcze mam dużo czasu postanowiłem jednak, że chociaż zobaczę, gdzie jest bramka skąd wylatują samoloty do Toronto. Tym bardziej, że zobaczyłem jakąś wielką kolejkę. Okazało się, że to kolejka do kontroli paszportowej. Zaniepokoiłem się, że mogę nie zdążyć na samolot, choć miałem ponad 2 godziny, ale po chwili podbiegł do mnie chłopiec pracujący na lotnisku pytając się, jaki mam paszport. Pokazałem mu paszport, a on skierował mnie do celnika gdzie nie było żadnej osoby. Ta wielka kolejka to ludzie spoza Unii Europejskiej (głównie Rosjanie i Chińczycy). Obywatele Unii Europejskiej mają osobne okienka, a także przejścia samoobsługowe, gdzie celnik za pomocą kamery sprawdza nasz wygląd, paszport natomiast należy skanować na specjalnym urządzeniu (jak w bankomacie wykonuje się kolejne polecenia). Zadowolony z takiego przebiegu sprawy żałowałem, że jeszcze nie pochodziłem po sklepach, bo jeszcze mam dużo czasu, a nie będę przecież wracać przez kontrolę. Poszedłem zobaczyć gdzie jest wobec tego ta bramka. Ku mojemu zdziwieniu trwała tam już odprawa i część pasażerów rozwieziona została do samolotu. I wtedy sobie uświadomiłem mój błąd związany ze zmianą strefy czasowej, na szczęście bez żadnych konsekwencji !!! Uff!!!
Przelot nad Atlantykiem Boeingiem 737 był bardzo przyjemny, tym bardziej, że lecieliśmy nad Islandią i jej wulkanami (na szczęście teraz nieaktywnymi), a także nad południową częścią Grenlandii. Dzięki wspaniałej pogodzie i doskonałej widoczności widać było wielkie lodowce spływające do morza, bezkres lodów Grenlandii, a także niewielkie osady ludzkie na wybrzeżu. Odbijające się słońce od jezior na Półwyspie Labrador w Kanadzie wyglądało nieziemsko. Lądowanie w Toronto było spokojne.