BORNEO – ZIELONE SERCE MALEZJI

Autorem relacji i zdjęć jest:

BORNEO – ZIELONE SERCE MALEZJI

Lot z Kuala Lumpur do Kuching trwa niespełna dwie godziny i przebiega bardzo spokojnie. Na Borneo lądujemy w godzinach porannych. Za cel wyprawy obrałyśmy region Sarawak – największy stan Malezji. Sarawak, niegdyś będący królestwem należącym do Jamesa Brooke'a, rozciąga się na północno-wschodnim wybrzeżu Borneo. Niesamowite połacie lasów, plantacji palm olejowych i kokosowych kuszą swą niedostępnością. Co skusiło trzy dziewczyny z Polski? Dżungla Borneo... Miasto Kuching wita nas ponurą pogodą, pada niemiłosiernie, przy tym jest bardzo gorąco,a w powietrzu czuć wybitną wilgoć. No cóż, chyba musimy się przyzwyczajać.

Chwytamy bagaże i biegniemy do najbliższej taksówki, którą udajemy się do hostelu położonego w niewielkiej odległości od centrum. Stolica, już zza okien pędzącego auta robi intrygujące wrażenie. Wygląda tak, jakby miasto zatrzymało się kilkadziesiąt lat temu, zachowując urok niesamowicie klimatycznego miejsca, pamiętającego dobrze czasy kolonialne, a jednocześnie ma w sobie coś nowoczesnego,  kosmopolitycznego. Po kilkunastu minutach dojeżdżamy do naszego hostelu. Miejsce jest przytulne i czyste, położone w sąsiedztwie gwarnych i wypełnionych ludźmi jadłodajni. Uśmiecham się w duchu - z doświadczenia wiem, że zapełniona miejscowymi knajpka zwiastuje dobre jedzenie.  Po zameldowaniu się w hostelu ruszamy na dalsze odkrywanie tego urokliwego miasta, przed nami cały dzień.

Nazwa Kuching oznacza w języku malajskim kota. Spodziewam się zatem zatrzęsienia puszystych czworonogów, ale prócz pomnika kociej rodziny, nie zauważam nadmiernej ich liczby na ulicach. . Centrum miasta to szereg małych restauracji, oferujących tradycyjne dania tamtejszej kuchni i obowiązkowo, śniadania kontynentalne  oraz aromatyczną herbatę jaśminową – poranny przysmak Kamili. Naszym odkryciem, jeżeli chodzi o niebywale smaczne i dosyć tanie jedzenie, niewątpliwie był Top Spot Food Court – targ restauracyjny położony na ostatnim piętrze,a właściwie już dachu, garażu samochodowego. Kilkadziesiąt stolików pośrodku, należących do kilkunastu restauracji, oferujących świeżutkie owoce morza i tradycyjne kolo mee czy sarawak laksa. Kelnerzy, widząc pojawiającego się na horyzoncie potencjalnego klienta, prześcigają się w przekonywaniu nas do odwiedzenia właśnie tej a nie innej restauracji. Trochę to denerwujące, trochę nachalne, ale ulegamy namowom i siadamy przy jednym ze stolików. Gwar ludzi biesiadujących dookoła, wesoły brzęk pałeczek i unoszący się aromat rozmaitych potraw sprawia, że to miejsce jest wyjątkowe. Zresztą tak, jak podawane potrawy. Garażowa stołówka ukazała nieznane nam dotąd oblicze azjatyckiej kuchni, podała nieodkryte wcześniej smaki, które kosztowałyśmy przez najbliższe dni.

Nieodłącznym elementem krajobrazu miasta stanowią sklepy z tradycyjnymi, stylowymi wyrobami z drewna i wikliny oraz wetkniętymi pomiędzy nie kolorowymi targowiskami, należącymi w głównej mierze do Chińczyków. Lokalny alkohol – wino ryżowe, nabywamy w sklepie rodem z PRL-u, a owinięta w gazetę kapslowana butelka z trunkiem, utwierdza mnie w przekonaniu, że dla Kuching czas się zatrzymał.

Przechadzamy się między straganami, zapach kolendry, imbiru, świeżych owoców unosi się w powietrzu. Przyjaźnie nastawieni mieszkańcy pozdrawiają nas, uśmiechając się szeroko. Czyżby trzy turystki to rzadkość w tych rejonach?

Kolejny dzień upływa na drobnych zakupach oraz dalszym zwiedzaniu. Postanawiamy udać się na wycieczkę za miasto do pobliskiego zoo. Znalezienie odpowiedniego autobusu okazało się dosyć trudnym zadaniem,ale po kilkunastych minutach błądzenia między straganami, docieramy do właściwego przystanku. Kolejny dzień w Kuching upłynął szybko,ale najlepsze dopiero przed nami. Jutro jedziemy do Parku Narodowego Bako, najstarszego parku narodowego w stanie Sarawak, zajmującego prawie 3 hektary.

Do Parku można z łatwością dostać się autobusem odjeżdżającym co godzinę z przystanku przy targu, my jednak wybieramy dojazd zorganizowanym busem i, wcześniej zarezerwowaną przez internet, wyprawę z przewodnikiem.

Back To Top