Z dachu Europy - Mont Blanc

Autorem relacji i zdjęć jest:

Podróżnik, fotoamator.

Nam nie zostaje nic innego jak droga w górę słabo oznaczoną ścieżką i krzaczastym podejściem. Szlak początkowo prowadzi asfaltem, potem polną drogą, ale jeszcze przejezdną i stopniowo przeradza się w pojedynczą leśną ścieżkę, chwilami dość stromą. W Alpach nie ma oznaczonych kolorowych szlaków, którymi możemy chodzić, nie jest to też teren żadnego parku. Jeśli szukalibyśmy w miasteczku jakiegoś kolorowego znaku to go nie znajdziemy. Jedyne, na co możemy się natknąć, to czasami tabliczka z oznaczeniem kierunku, w jaki mamy się udać żeby dojść do Bellevue. Wprawdzie na mapie są zaznaczone kolorowe nitki, ale też nie na wszystkich. W praktyce, gdy już idzie się jakąś alpejską łąką to na próżno szukać oznaczeń na drzewach, jak w naszym Zakopanem.

{jumi[*1]}

Cztery godziny później docieramy do Rafała. Na końcu kolejki znajdziemy restaurację i bar, ceny nie są jeszcze wygórowane, choć wody nikt nie kupuje. Wszyscy zapasy uzupełniają w toalecie dostępnej z zewnątrz. Robimy dwugodzinną przerwę, na ławeczce powyżej baru rozkładamy butle i gotujemy wodę na obiad. Potem godzinna przerwa, mamy jeszcze dużo czasu do zmroku a miejsce naszego biwaku już niemal widać. Po ponownym zebraniu się, odprowadzamy Rafała na pociąg. Sami nie wiemy za bardzo gdzie iść, ruszamy, więc jedyną dobrze oznaczoną drogą i bardzo stromą ścieżką na szczyt Mont Lachat. Następnie stromy teren przeszedł z dżungli w płaską alpejską łąkę – siodło Col du Mont Lachat. Widoki wynagrodziły nam trud tej wspinaczki, ale następnym razem proponuję iść jednak wzdłuż torów pociągu. Budowę tej linii rozpoczęto przeszło 100 lat temu (1909r.) i początkowym zamierzeniem, miała prowadzić, na sam szczyt Mont Blanc. Tamtejsi inżynierowie nie znaleźli jednak sposobu, na poprowadzenie torów przez nieustannie poruszający się lodowiec. Budowa została, więc zatrzymana na Orlim gnieździe, niedaleko lodowca Bionnassay, do którego prowadzą liczne ścieżki. Nam, dotarcie do tej ostatniej, letniej stacji, zajęło jeszcze dodatkowe dwie godziny piechotą. W sumie podejście tego dnia można zsumować na osiem godzin chodzenia z wliczeniem małych przerw, bez dwugodzinnej przerwy obiadowej. Jest 19:00 gdy jesteśmy już wszyscy na miejscu.

Bardzo blisko końcowej stacji kolejki znajdziemy kolejną restaurację a nie dalej niż 100m niżej kawałek płaskiego terenu idealnego pod namioty. Czytałem, że mimo nie jest to teren parku to nie wolno się ponoć rozbijać na dziko. Jednak przez cały wieczór i poranek dnia następnego nikt nie przyszedł z żadnymi pretensjami, więc niemal dementuję tą pogłoskę. Robi się coraz ciemniej, wraz z zapadnięciem zmroku fantastycznie widać Les HouchesChamonix w dole oświetlone nocnym światłem latarni i ulic. Na zewnątrz jest tak ciepło, że tego dnia nie zasuwam w ogóle wejścia do namiotu a zaciągam jedynie siatkę na komary, (choć ich tutaj nie ma). Noc jest bardzo spokojna i bez niespodzianek.

Dzień 3 – Tete Rousse, 3180m n.p.m.

Rano obudził mnie nisko przelatujący śmigłowiec, przez co tuż przed przebudzeniem miałem sny o jakimś desancie. Nie spiesząc się szczególnie, zbieramy cały biwak. Mamy niedużo do przejścia, toteż możemy wyspać się do oporu. Najdłuższa i najcięższa trasa już za nami. Korzystając z tego samego strumienia, w którym się wczoraj myłem, napełniamy butelki z wodą i powoli, bardzo leniwie zbieramy cały biwak. W końcu na 11 jesteśmy wszyscy gotowi do drogi i ruszamy. Droga prowadzi przez coraz bardziej stromą, kamienną pustynie Pierre Ronde, aż do wysokości 2650m. gdzie zaczyna się już pierwszy śladowy śnieg stopniowo znikający latem i bardzo mała połać lodowca de la Griaz. Po półtorej godziny lekkiej drogi, około 12:30 dochodzimy do małego domku a w zasadzie mijamy go tylko po lewej stronie. Jest to barak Forestierre, choć przyznam taką jego nazwę znam jedynie z Internetu. Nad wejściem możemy jedynie przeczytać: „Commune LES HOUCHES REFUGE DES ROGNES”. Zgodnie z tablica znajduje się na wysokości 2768m n.p.m. choć ja namierzyłem 2789,6m. Zbudowany został w 1890r. „Construit en 1890”, po czym całkiem niedawno jego drewniane elementy spłonęły w pożarze. Odbudowany został w 2003r. i ta data widnieje również na tablicy: „Renove en 2003”.

Pogoda dopisuje nam znakomicie, przy wyjściu mamy 22ᴼC i wieje lekki, zmienny wiatr z prędkością 4km/h. Wystarczy jednak wyjść trochę powyżej Forestierre a odczuwa się już znaczną zmianę temperatury. Na postoju przed ostatnią stroną granią prowadzącą do schroniska ubieramy już wszyscy polary i czapki. Temperatura spadła prawie o połowę w stosunku do poranku i tych kilkuset metrów różnicy. Pozostałe 2,5 godziny przejścia spędzamy na stromym, kamiennym podejściu do szerokiego śnieżnego pola, na końcu, którego stoi schronisko Refuge de Tete Rousse. Na miejscu powyżej schroniska, wyznaczonych jest szereg małych pól pomiędzy kamieniami gdzie możemy obozować. Spodziewałem się tylko większego tłoku i nawet kłopotu ze znalezieniem miejsca, ale po przybyciu na miejsce naliczyłem tylko dwa małe namioty. Rozbijamy obozowisko, po czym idziemy zwiedzić schronisko Tete Rousse od środka. Miejsc noclegowych w środku jest 74 z wymaganą wcześniejszą rezerwacją. Telefon do schroniska +33(0)4 50 58 24 97. Według tablicy jest ono na wysokości 3167m n.p.m. z daleka robi fajne wrażenie, w środku już jest mniej przyjemne. Wnętrze przypomina bardziej jakąś lepszą lodge z Nepalu niż nasze klimatyczne schroniska w górach.

Back To Top