Inna Europa

Autorem relacji i zdjęć jest:

Jechali szutrową wąską drogą w czarną jak noc noc, niewiele widząc i nie wiedząc czego się spodziewać. Mapa z lat 70. nadal jednak była bardzo aktualna, choć wyłaniające się zza zakrętu tiry budziły zaskoczenie, a przy mijaniu strach.

Koplik. Pierwszy ważny punkt na trasie.

 

Podjeżdżają pod hotel – restaurację. Noc trwa. Dziewczyny zamknięte czekają w aucie i obserwują do dziś niewyjaśnioną sytuację. Kilkadziesiąt metrów od parkingu, na środku drogi, stoi policja. Zatrzymują większość aut, czasem się pozdrawiają, coś dyskutują. Niektóre z samochodów nie mają włączonych świateł, choć jest ciemno. Przejeżdżają obok policji niezatrzymani. Dziwne pierwsze wrażenia.

Z rozpoznania terenu wraca płeć męska wycieczki. Pokoje już czekają, lecz wygłodniali, całą czwórką, idą się pożywić. Wnętrze knajpki wydało im się niezmienione od 30 lat, jedzenie głodnych zadowoliło, choć
w normalnych okolicznościach raczej by wybrzydzali. Słowo ‘nocleg’ miało imię wysokiego miękkiego łóżka, na które składało się kilka materacy, a ‘łazienka’ to położona 30 cm od łóżka wnęka odgrodzona kotarą z tasiemek. Intymnie.

Nadszedł ranek. Zniknęły nocne strachy, a na ulicach zrobiło się gwarno. Ich jednak ciągnęło do tego, co dziewicze.

 

Góry Przeklęte. Kilkudniowa przygoda po środku niczego.

Z Koplika wyruszyli dalej. Nowiutkim, równiutkim asfaltem mknęli podziwiając krajobrazy, mijając poprzestrzelane znaki drogowe, dopóty, dopóki nie skończyła się utwardzona nawierzchnia i nie dotarli do Boge.

 

 

 

Tam, pod sklepem, zostawili dotychczasowy środek transportu wraz z częścią swojego dobytku i przesiedli się do dżipa z miejscowym, młodym i przystojnym szoferem. Bądź co bądź Albania jest w 75% krajem górzystym. Wyprawy samochodem na własną rękę w teren mocno górzysty nie należą do najbezpieczniejszych. Jednak ostre wiraże nad przepaściami dzielnie pokonywał ich wprawiony kierowca.

Dotarli do Teth. Trzy domy na krzyż, potoczek, mostek i Cafe Bar Kamping, który trzeba było mocno sobie wyobrazić. Dżip odjechał i zostali sami, zdani na siebie. Cafe? W blaszanej budce – prowizoryczna lodówka ze schłodzonymi napojami. W zlewie wypełnionym lodowatą wodą do wyboru: cola i piwo.

Czas iść w góry. Przeklęte. Istnieje dużo historii, że można tam spotkać rozbójników, że nie można czuć się bezpiecznie. Prawdą jest, że biada tym, którzy wyruszają samotnie na ryzykowne eskapady, ale raczej z tego względu, że nie ma tu żadnej zorganizowanej pomocy w razie zagrożenia życia z bardziej ‘prozaicznych’ powodów niż zbóje. A góry nazywane są przeklętymi, gdyż nie zostały nigdy zdobyte przez żadne wojsko (wyjątek stanowi brygada alpinistyczna Włochów – ale oni akurat przyjechali… na wakacje). Bo w końcu jak przedrzeć się przez niemalże pionowe szczyty po dwa i pół tysiąca metrów?

Wędrówce naszej czwórce bohaterów towarzyszy nietknięta cywilizacją przyroda i…bunkry. Bunkry na każdym kroku. Enver Hodża, przywódca kraju po II wojnie światowej, rządził Albanią przez ponad 40 lat. W latach 60. przerażony możliwością agresji sił radzieckich i utraty władzy, podjął decyzję o budowie bunkrów. 750  tysięcy bunkrów na około 2 miliony, w tamtym czasie, Albańczyków. To robi wrażenie.

Ale idą dalej oznaczonym szlakiem… i dalej… Po drodze jedno małe źródełko, które na krótko koi pragnienie. W górę i w górę... aż słońce zaczyna się chować i w końcu przychodzi pora na rozbicie obozowiska. Teren niezbyt komfortowy do spania na cienkich karimatach. Mnóstwo kamieni i trudno o poziomą powierzchnię. Pod jednym z podniesionych kamyków natykają się na małego skorpiona, który budzi przerażenie zwłaszcza wśród damskiej części czwórki turystów. Zapada zmrok. Jeszcze więcej strachów wkoło. Żadnej żywej (bynajmniej ludzkiej) duszy. Szelesty w krzakach i męskie przekonywania, że są bezpieczni, że nie ma tu żadnych groźnych zwierząt, że niedźwiedzie śpią…. ehem… a sami odwagi dodają sobie polskim trunkiem.

Tacy bohaterowie.

Byle do świtu.

Back To Top