Czar Teneryfy

Autorem relacji i zdjęć jest:

Jestem mlodym czterdziestolatkiem ;-)

Wyjeżdżamy na drogę  w kierunku północnym  kierunek Adeje i dalej drogi nieźle, można  spokojnie zasuwać 120-130, ale tylko  chwile, bo decydujemy o zjeździe do miasteczka San Juan obejrzeć miasteczko z perspektywy foteli  samochodowych i wpadamy na plaże   jest plaża piaskowa, czarna  jak węgiel i dużo wybrzeża skalistego gdzie  można sobie urządzać   romantyczne spacery  szczególnie wieczorem, bo miejsca sa bardzo urokliwe .

Jadąc dalej na północ  kierujemy sie na klify. Ale jakie klify ....., prawie 900m  pionowych skal od lustra oceanu - cos cudnego , dużo rzeczy widziałem w życiu, ale tym razem mnie, zatkała potęga tych klifów, gdzie statki  u podnóża  sa maleńkie niczym paczki zapałek.

{jumi[*1]}


Kierujemy sie  w kierunku miejscowości Masca, która to jest opisywana w niemal każdej relacji turystów. Po drodze spotykamy  mały gospodarski sklep  z zaparkowanym osiołkiem.

Kupujemy  winka, słynne bananowe i jedziemy dalej. Grażynka kosztuje  Bananowki , chyba jest dobra, bo smakowanie przebiega dość często. Pniemy sie nasza  cytrynka   na pierwszym lub drugim biegu widoki przepiękne droga  faktycznie jest stroma, kreta, wąska, ale jest bardzo bezpieczna wiec  bez obaw można jeździć. Po drodze jest mnóstwo punktów widokowych gdzie można sie zatrzymać i poczęstować  oczy  pięknymi widokami. Sama miejscowość Masca  leży w bardzo trudno dostępnych  terenach wyspy  jest maleńka składa sie z około 40-50 domostw, gdzie gospodarze w pocie i trudzie  wyrywają  wyspie kolejne metry kwadratowe pod uprawę rolna.

Zatrzymujemy sie , robimy kilka fotek i lecimy dalej na północ w kierunku Benavista , zamierzamy  dojechać na zachodni cypel wyspy gdzie stoi latarnia morska drogi kręte, prędkość średnio 30km : -), ale i tak bym nie chciał szybciej jechać bo krajobraz fantastyczny.
W Buenaviscie odbijamy na zachód  i jedziemy na  Półwysep Teno. I tu po kilku kilometrach mamy zonka !!! Zakaz ruchu, myślę, co jest grane przecież jest tam miasteczko. Wprawne oko Grażyny wypatrzyło tablice w trzech językach: Zakaz ruchu , wjazd grozi śmiercią, wjazd na własna odpowiedzialność.

Nic  tam, wbijam jedynkę i juz jedziemy, raz kozie śmierć oczywiście tym samym ryzykowałem utratę ubezpieczenia na samochód :-). Jedziemy, z lewej skały  na dwieście - trzysta metrów  pionowo w gore  z prawej tak samo tylko pionowo w dół na drodze asfalt  hehe...

A na asfalcie mnóstwo kamieni  nawet takich jak duża pomarańcza. Teraz juz wiemy, dlaczego był zakaz ruchu nie ma drogi odwrotu brniemy dalej tunele wykute w skale   bez jakiegokolwiek zabezpieczenia  betonem stała  czy drewnem.

Skały coraz wyższe widoki coraz piękniejsze dojeżdżamy na miejsce. Robie sam mały spacer, bo Szymek śpi w samochodzie woda kryształ  młodzież  nurkuje z rurkami i okularami pływają razem z rybkami, które widać z powierzchni. Jak w bajce. Z tej strony widok  na Los Gigantes, czyli opisywane wcześniej klify.

Godzinka  mija  niewiadomo, kiedy, ruszamy  zobaczyć najstarsze drzewo świata w miejscowości  Icod De Los Vinos. Po drodze mijamy miejscowość  Garachico z basnami wulkanicznymi. Myślałem ze najstarsze drzewo będzie  duże  i zrobi na mnie duze wrazenie , zawiodłem sie ! Nie powiem ze nie robi wrażenia, ale chyba tylko, dlatego, ze jest NAJ -starszym drzewem świata.

Podsumowując  epizod z drzewem, myślę ze warto jechać  zobaczyć. Powrót na hotel,   wcinamy w knajpie kolacje , popijamy Sangria i innymi trunkami :-) Wieczorem poznajemy sie z Gospodarzami sąsiedniego pokoju, okazuje sie ze sa to również Polacy mieszkający w Londynie tak jak My. Przemiła para  w osobach Magda i Radek  z córeczka  Julcia. Wypijamy  wspólnie jakieś winko i udajemy sie w kimono. Papa do jutra :-)

Część  4

Kolejny dzień  naszego czternasto dniowego raju wyspani, zmęczeni wieczornym biesiadowaniem idziemy na śniadanie. Myślę ciekawe, co dziś bedzie i sie okazało ze to samo, co wczoraj typowe angielskie śniadanie, spoko damy rade. Po śniadaniu z Radkami  idziemy na hotelowy basen. Jest przyjemnie ciepło, woda jakaś taka chłodna w porównaniu do oceanu. Opalamy sie, dzieci sie rozkosznie bawią  w baseniku dla milusińskich tak szybko mija czas,ze nadeszła pora posiłku. Ja z Grażynka  wybieramy sie w "miasto" na obiadek  do knajpki.

Magda z Radkiem maja  ALL INK, wiec zostają w hotelu.Szkoda, bo  nasza rodzinka wybiera sie w dalszy spacer nad ocean, i zabawę na plaży. W miedzy czasie kupujemy bilety typu Twin ticket na LORO PARK i SIAM PARK bilety w formie TWin TIcket   daje nam możliwość zwiedzenia tych dwóch atrakcji  za sporo niższe pieniążki, aniżeli kupno biletów do każdego z nich osobno.

Wieczorkiem po zachodzie słońca jesteśmy juz w hotelu  by wypocząć idziemy grzecznie spac , gdyz rano   w dwie rodzinki  jedziemy do ponoć jednego z największych  zoo-parkow  LOROPARK.

Back To Top