Z trąbką wśród burków i małż - spontaniczne Bałkany

Autorem relacji i zdjęć jest:

Podróżniczka, fascynatka Ameryki Południowej, gór, salsy i słońca.

Środa 15 VIII

Magda

Zasłużony dzień odsypiania i lenienia się na plaży.

Ponieważ wybrzeże w Chorwacji jest kamieniste, leżymy na karimatach, a właściwie Marcin
i ja większość czasu spędzamy w wodzie, snorklując. Rybki nie dorównują rafie karaibskiej, ale jest ich bardzo wiele. Sporo jest też jeżowców, dobrze jest mieć tego świadomość i płetwy na nogach… Bakcyla do snorklowania załapuje też Karolina, po raz pierwszy próbując tej dyscypliny.

 {jumi[*1]}

Marcin zdobywa kilogram materiału na obiad wart w chorwackiej restauracji 130 złotych…

- Zapamiętam ten smak do końca życia! To najlepsze małże jakie jadłam, takie świeżutkie
i mięciutkie – komentuje Basia, jedząc upolowane na skałach za pomocą noża nurkowego mięczaki. – Umiesz polować, możesz zostać w naszym namiocie! – żartuje.

Słońce pali ostro. Lazurowe niebo odgradza od horyzontu skalisty łańcuch gór, delikatnie porośnięty niewielkimi krzakami. Krajobraz kształtują wyspy, ciągnące się wzdłuż wybrzerza
i linia brzegowa zapraszająca wieloma zatoczkami. Spotkanie błękitu morza i surowych gór tworzy dynamiczne tło dla wędrówki słońca, bardzo urokliwe.   

Popołudnie spędzamy w wiosce. Niestety, atmosfera Chorwacji jest strasznie sztuczna – wszystko jest robione specjalnie pod turystów, a do tego drogie. Nie ma knajpek „z duszą”, gdzie lokalny barman będzie zagadywał tysiącem historyjek zasłyszanych od miejscowych rybaków, a miejscowych rybaków nie sposób spotkać z sieciami pełnymi ryb i odkupić od nich tuzina na grillowaną kolację. Wszystko jest gotowe, podane na tacy, zapakowane w kapsułę akulturowości, spreparowaną dla Niemców i innych gości z zachodu. Zastanawiam się, czy im nie cuchnie to kiczem, bo mnie strasznie. Nie ma lokalnych potraw, wszędzie można za to zjeść pizzę, lasagne i spaghetti. W wersji z owocami morza są droższe niż w Polsce… Łażenie po miasteczku zupełnie mnie nie wciąga. Zapachy nie kuszą, nie ciekawią miejscowi (trudno ich odróżnić), nie nurtują mnie żadne pytania, no może poza jednym: czy Chorwacja w ogóle ma swoją kulturę?

Na szczęście, nasze twórcze grono i z brakiem kulturowości potrafi sobie poradzić. Basia czerpie inspiracje z bogatego w tradycje Dalekiego Wschodu. Wyjmuje drewniany mini-masażer w postaci fallicznie kojarzących się dwóch kuleczek przymocowanych po bokach do patyka i niczym mała Tajka masuje nas po plecach. Jest to równie przyjemne jak interesowne, bo należy czule odpłacić się jej tym samym, oczywiście.

 

Back To Top