Z trąbką wśród burków i małż - spontaniczne Bałkany

Autorem relacji i zdjęć jest:

Podróżniczka, fascynatka Ameryki Południowej, gór, salsy i słońca.

Wtorek 14 VIII

Magda

Wstajemy wcześnie, by śniadanie spałaszować przy targu, w otoczeniu synagog i meczetów starówki.

W świetle dnia dobrze widać, jak niektóre budynki ucierpiały w trakcie ostatniej wojny. Wiele z nich jest już doskonale odrestaurowanych, ale nieliczne poza ścisłym centrum pozostały w stanie ruiny, albo mają dziury po kulach zatkane betonem.

 {jumi[*1]}

Z Marcinem kupujemy srebrny zestaw do parzenia i picia kawy od pana, który na naszych oczach wyklepuje z metalu naczynka i wymyślnie ozdabia je, stukając młoteczkami
i kowadełkami.

W licznych kramach widzimy portrety Tito, powieszone na ścianach lub oferowane na sprzedaż. Tito jest ciągle czczony przez Bośniaków. Wraz z partyzantami stworzył on w 1943 roku władzę tymczasową; założono wówczas Federacyjną Ludową Republikę Jugosławii, w skład której jako jedna z 6 republik wchodziła Bośnia i Hercegowina, potwierdzając swoje istnienie, jako byt niezależny od Austro-Węgier.

Obok podobizn Tito, spotykamy maskotki Vučka, wilczka, będącego maskotką rozegranych tu XIV Zimowych Igrzysk Olimpijskich w lutym 1984 roku.

Przechodzimy przez most, przy którym 28 VI 1918 roku w wyniku zamachu zginął Franciszek Ferdynand. Operacji dokonał członek organizacji „Młoda Bośnia”, zabijając księcia i jego żonę Zofię, co było bezpośrednią przyczyną pierwszej wojny światowej.

Mijamy też Inad Kuči, czyli „przekorny dom”, posiadający bardzo ciekawą historię. Przed wiekami postanowiono wybudować w Sarajewie meczet dla podróżujących do Mekki pielgrzymów. Świątynię postanowiono wybudować na lewym brzegu Miljacki, jednak jeden mały domek stanowił przeszkodę. Przedstawiciele władz zaproponowali jego mieszkańcowi, by wybrał sobie dowolne miejsce w Sarajewie, a postawią mu tam nowy dom, bogaty jak tylko zapragnie, gdy tylko zgodzi się zburzyć własny. Mieszkaniec jednak odmawiał. Ostatecznie starzec zgodził się na rozebranie domu i przeniesienie cegła po cegle na drugą stronę rzeki, co też uczyniono. Jakiś czas później szukano miejsca pod ratusz. Wybrano miejsce po prawej stronie Miljacki – przeszkadzał tylko jeden mały domek… Gdy do niego zapukano, aby poinformować właściciela, że trzeba zburzyć jego dom, ten odmówił. „Mój pradziad nie pozwolił zburzyć tego domu, gdy powstawał meczet, ja nie pozwolę teraz. Jeśli chcecie to miejsce, przestawcie mój dom, tam gdzie stał przed 200 laty”. Wkrótce mały domek cegła po cegle został przeniesiony na stare miejsce, a Sarajewo żyło dalej swoim życiem.

Żałujemy, że nie możemy sobie pozwolić na spędzenie kolejnego dnia w tym przeciekawym mieście. Wracamy do hostelu koło południa. Marcin wyprowadza auto z garażu i wyjeżdżamy stromo pod górkę do głównej ulicy. Okazuje się, że robotnik wysypał żwir przed domkiem
i zaparkował przed nim auto, by z drugiej strony poprawić nawierzchnię – droga jest tak wąska, że nie mamy szans z niej wyjechać… Po negocjacjach z robotnikami
i skomplikowanych operacjach logistycznych udaje się nam jednak pokonać zator i przez  jednokierunkowe labirynty dróg na górkach wyjeżdżamy z miasta.

Kierujemy się do Mostaru, miasteczka, którego ozdobami są turecki most z 1566 roku na bardzo malowniczej rzece Neretwii i śliczna starówka z kamiennymi uliczkami. Jest bardzo gorąco. Ponoć miejscowość ta ma śródziemnomorski klimat i bardzo dużą liczbę dni słonecznych, podczas których niebo przybiera wyjątkowo błękitny odcień, dodając miejscu czaru.

Niestety, czar pryska z powodu całej masy turystów, którzy kłębią się na moście i przy wszędobylskich straganach, oferujących pamiątkową tandetę made in China.

Krótko więc bawimy w Mostarze i kierujemy się ku Medjugorie. Według naszego przewodnika, codziennie o 18.40 Vicce Ivanovic ukazuje się tam Matka Boża i zaraz o tej godzinie kobieta wychodzi do pielgrzymów, przekazując im przesłanie. Wierni przynoszą Vicce swoje prośby do matki Bożej, wypisane na karteczkach. Spieszymy się więc, by dojechać na miejsce i wyjść na górę Podbrdo, gdzie mają miejsce objawienia i gdzie mieszka jedna z widzących.

Podobno pierwsze objawienie w Medjugorie miało miejsce 24 czerwca 1981 roku. Maryja ukazała się szóstce dzieci w wieku 10-17 lat. Od tego momentu Vicka ma widzenia codziennie, a reszta dzieci raz do roku. Matka Boża przekazuje przesłanie pokoju. Istnieje dokumentacja ponad 600 uzdrowień wymodlonych tu właśnie. Podobno wielu ludzi czuje tutaj w sposób wyjątkowy obecność Maryi – albo poprzez wyjątkowe przeżycia duchowe lub przez nieuzasadniony obecnością kwiatów intensywny różany zapach.

Udaje nam się dotrzeć na wzgórze na przepiękny zachód słońca. Część pielgrzymów wychodzi tu po ostrych skałach na bosaka. Czuję się dziwnie, mijając kobietę z tatuażem przedstawiającym różaniec wykonanym wokół kostki, z krzyżykiem opadającym na śródstopie… Stojący na miejscu pierwszego objawienia posąg Maryi jest otoczony przez pielgrzymów. Trzeba przyznać, że jest to przeuroczy zakątek. Ze wzgórza widać dużą przestrzeń, uwieńczoną przy linii horyzontu kilkoma pasmami wyrazistych gór.

Atmosfera tego miejsca jest dość osobliwa. Poza ścisłym otoczeniem pomnika nie ma religijnego skupienia, raczej panuje klimat masowej wycieczki.

Szukamy domu Vicki. Niestety, nikogo przed nim nie ma, pewnie rodzina wyjechała na wakacje. Zamiast pielgrzymów z intencjami, widzimy wypasione hotele i SPA, mnóstwo restauracji i kilometry straganów z dewocjonaliami (nawet w domu Vicki jest sklep z figurkami!). Kontrast między sferą sacrum a biznesem i luksusem uderza…

Watykan nie uznał do tej pory Medjugorie, żaden papież nie odwiedził tego miejsca, mimo wizyt w Bośni i Chorwacji. Zastanawia mnie, czy to kwestia czasu, czy też realizowane są tutaj interesy nie tylko jasnej strony mocy…

Decydujemy się na nocleg już po chorwackiej stornie. Wsiadamy więc w auto i mkniemy ku morzu. 

Przed 23 instalujemy się na sympatycznym kempingu w okolicach miejscowości Gradac i z bośniackim winem wybieramy się na nocny spacer brzegiem Adriatyku.

 

Back To Top