Szczwana trójka w Azji

TAJNE ZAPISKI NASZEJ TROJKI W JEDNEJ Z CEL:

- Spier...... stad!!

- Gorąco i głęboko popieram!!!!!!!

- Stracimy kasę, ale przecież nic nam nie da siedzenie tu!!!!! bo ja zwariuje.... Jesteśmy na wakacjach!!

- Jutro po obiedzie????

- Dziś:) Żartuje, wytrzymamy...

- Ja tu nie wytrzymam!!!

- Ja zapadam w systematyczny letarg jak tylko przekraczam pokój medytacji.

- Ja już nawet spać tam nie mogę....

- A ja polubiłam szanty :)

- to, co robimy??

- Ja jestem za jutrem, po drugiej ryżowej breji. Zdążymy w sam raz na pociąg.

- Pojutrze - 3 cale dni chociaż będziemy

- Szanty cię tak kuszą?

- No nie wiem...

- Ja to bym spier.... jak najszybciej

- 3 dzień podobno najgorszy

- Myślisz, że po 3 zostaniesz do 10?

- Nie...

- Ja też nie!

- A poza tym pierwszy dzień też był zryty!!

- No, ale jakby 4 dnia to, o której??

- po "obiedzie"

- po śniadaniu najpóźniej!!!

- medytacja na chodząco jest zajebista:) ZOMBI

- A można coś opuścić?

- Opuszczamy dzisiejsze zajęcia?

- Spotkajmy się u Zochy w celi o 19.20.

 

{jumi[*1]}

4 dnia opuściłyśmy klasztor. Ruszyłyśmy dalej!!!Przygoda czeka, a przed nami jeszcze dużo do zobaczenia i przeżycia!!!! Odbyłyśmy 12-godzinna podroż pociągiem klasy trzeciej (oczywiście najtańszym) z Chaiyi do Bangkoku. Byłyśmy jedynymi turystkami w pociągu i zarazem jedna z największych atrakcji na tej trasie. Tajowie byli dla nas bardzo uprzejmi:) Koniecznie chcieli z nami pogadać, choć zrozumienie graniczyło z cudem :p

Na drogę zaopatrzyłyśmy sie w 3 lokalne piwka Chang i wielka pakę krakersów, aby świętować urodziny Zofii, która poprzedniego dnia musiała świętować samotnie w swojej celi. Jedna pani na odchodnym podarowała nam solone orzeszki - bardzo trafione do naszego Changa:) Ciężka noc to byla, aczkolwiek cena tej przyjemności bardzo odpowiednia Chaiya - Bangkok 211 Bht/os (ok 22zl/650 km).

Po kilku dniach spędzonych w Bangkoku ruszyłyśmy dalej.... Miałyśmy pojechać pociągiem o 6 rano z Bangkoku do granicy z Kambodża, tam szybka przesiadka, przejście graniczne i "Welcom to Kambodża"! Ale nie z nami takie nudne plany.... Zaczęło sie od tego, ze zaspałyśmy na poranny pociąg, więc chcąc nie chcąc musiałyśmy czekać na kolejny, o 13.00. W pociągu, który kosztował około 5 zł od os.(!!!) poznałyśmy pewnego tajskiego chłopaka. Okazało sie, ze jest on instruktorem tajskiego boksu. Chłopak strasznie otwarty, sympatyczny, a do tego ze świetnym jak na azjatę angielskim, co więcej Kay zaprosił nas do swojej szkoły gdzie trenuje małych chłopców. Obiecał nam, ze nas tez może potrenować wiec się skusiłyśmy:). A jakże by inaczej!! Przecież my tez jesteśmy strasznie otwarte:). Spodobała nam sie taka alternatywa spędzenia czasu zwłaszcza, ze jak dotąd w Tajlandii nie korzystałyśmy z CouchSurfingu i właściwie nie poznałyśmy nikogo, kto by przybliżył nam tajską kulturę i prawdziwa kuchnię. Kay jest świeżym użytkownikiem CouchSurfingu i aż garnął sie, aby opowiadać nam o tajskiej kulturze, a przede wszystkim o tajskim boksie, który jest chyba najważniejszą częścią jego życia (trenuje od 15 lat, od 2 jest instruktorem).

Back To Top