Szczwana trójka w Azji

 

3. Hotel i nasz 7-godzinny strajk okupacyjny:

Meldując sie w hotelu NHAT HUY HOANG (nigdy tam nie chodźcie!!!), byliśmy świadkami jednaj sceny. Klienci niezadowoleni z pokoju zażądali zwrotu paszportów, aby sie wymeldować. Uparte recepcjonistki odmawiały, póki nie zostanie uiszczona oplata za pokój 3$ (za przebywanie w tym pokoju jakieś 15 min!!) . Niestety obserwacja tego zdarzenia nie dała nam do myślenia wystarczająco.... Zameldowaliśmy sie, zostawiając 2 paszporty na recepcji (jak nas proszono).

Dostaliśmy pokój za 3$ od osoby. Podczas wymeldowywania recepcjonistka oświadczyła, ze pobrudziliśmy prześcieradło (nie zarejestrowała jakoś faktu, ze dostaliśmy syfiasty pokój z brudnymi ręcznikami i pościelą, bo, po co je prac tak po każdym kliencie? Strata czasu). W związku z tym musimy zapłacić za to prześcieradło 10$!!!! hahah no po prostu śmiech na sali, cena z kosmosu kompletnie. Oczywiście nastąpił ostry sprzeciw z naszej strony, wciąż myśleliśmy, że to jakaś kompletna bzdura czy marny żart. Trwała ostra dyskusja, która przerodziła się w kłótnie, potem strajk, dochodząc do otwartej wojny. Oświadczyliśmy, ze nie zapłacimy ani grosza ekstra i rozsiedliśmy sie na podłodze w recepcji. Pikieta rozpoczęta!!!! Po dwóch godzinach kłótni (szefowa łaskawie oświadczyła, ze daje nam "zniżkę" i mamy zapłacić "tylko" 5$), żadne rozwiązanie nie przyszło. Szefowa uparta baba, a my nie pozostajemy dłużni. Poleciały przekleństwa, straszenie policją, itd.

Postanowiliśmy działać.... Poranek to pora, kiedy przyjeżdżają nocne autobusy, a turyści poszukują hoteli.... Tak wiec skutecznie odprawiliśmy WSZYSTKICH turystów szukających pokoju w naszym hotelu :D Dało nam to dzika satysfakcje, a szefowa dostała jeszcze większej białej gorączki. Dalej nic. Zapuściliśmy wiec na full polska muze w holu. Czekamy... Dwoje z nas udało sie w tym czasie na policje. Efektu to nie przyniosło żadnego, bo za mała suma żeby panowie policjanci sie fatygowali. Baba zawzięła się i paszportów nie oddała.

{jumi[*1]}

Wszystkim pomału puszczały nerwy, tak wiec chwyciliśmy sie ostatniej deski ratunku.... desperacko! Zocha podjęła próbę wykradzenia naszych paszportów z recepcji! Bezskutecznie niestety, bo skubane Wietnamki (zapewne wyćwiczone juz w takich sytuacjach) schowały te nasze w sejfie.

Jak podeszła 6-osobowa grupa turystów, a my skutecznie ja odprawiliśmy nasza rekomendacja, babsko wpadło w furie. Zaczęła wyrzucać nas i nasze plecaki. Przenieśliśmy sie na ławkę przed hotelem, dalej czyniąc naszą powinność. W miedzy czasie straciliśmy 2 autobusy do Hue. Ale to juz nie chodziło o te 5 $, wyłącznie o zasady. Nie damy sobie w kasze dmuchać, my uparci Polacy! Podczas naszej pikiety z hotelu wymeldowali się wszyscy goście (większość to nasza skromna zasługa :D) i każdy z nich płacił coś ekstra!! No bezczelność nie ma granic!

Po 7 godzinach okupowania hotelu, przybiegły do nas recepcjonistki w płaczu, ze szefowa każe im się zrzucać na te 5$ (same wcześniej rozpętały to bagno z "brudnym" prześcieradłem) no i poszło "na litość". Poddaliśmy się, choć satysfakcja, ze tej nocy hotel stoi praktycznie pusty, jest ogromna :D. Odzyskaliśmy paszporty płacąc te nieszczęsne 5$ i znaleźliśmy nowy hotel. Na pytanie "czy mogę dostać wasze paszporty?" padło choralne "nie ma mowy!!!". Nauczkę dostaliśmy i my za zostawianie dokumentów i mamy nadzieje, ze szefowa hotelu tez. Potem przeczytaliśmy na forum, ze hotel ten miał juz nie jedna taka historie, a płacz recepcjonistek też nie należy do nowości....

I tak nam mali, skubani Wietnamczycy zaleźli za skórę, ale niech wiedzą, że z Polakami nie ma żartów!! I tak opuszczamy Hoi An - miasto wariatów.

 

Back To Top