Szczwana trójka w Azji

Drugiego dnia wypożyczyliśmy rowery na cały dzień, co sie okazało świetnym pomysłem (jak zwykle zresztą:)). Zwiedziliśmy pobliska wioskę rybacka - zapach i ilość lodek na m2 nie pozwala jej przeoczyć. A widoczki na zatokę są naprawdę piękne! Dalej udaliśmy sie na ogromne połacie wydm, co stanowi największą atrakcje okolicy. Gdy tylko dotarliśmy, na naszych jednośladach na miejsce, dopadła nas chmara dzieciaków, wskakując nam na bagażniki i od razu negocjując cenę za wypożyczenie tzw. sanek do zjeżdżania z wydm. Skusiliśmy sie, myśląc ze to będzie super zabawa. Sanki jednak na piachu za nic nie chciały nabrać prędkości, ale za to prawdziwa frajdę odnaleźliśmy w skakaniu z wydmowych pagórków i tarzając sie w piachu. Po tym wszystkim nie było chyba takiego kawałka ciała, który nie zgrzybiały od piachu! Ale warto było:)

Wycieczkę zakończyliśmy wizyta w pobliskich wodospadach. Tu znów dopadły nas dzieciaki (wietnamskie dzieci naprawdę wysoko cenią sobie skazanie drogi - a przecież my to nie bogaci Rosjanie, tylko ubogie polskie studenciaki!

Szwędając się na rowerach po małych wioskach odkryliśmy ciekawa rzecz. W każdej z nich działa swego rodzaju "radiowezel". Nie mamy pojęcia, co tam wygadują, ale brzmi po trochu propagandowo i słychać to juz z kilometra! Włóczenie sie po wioskach jak zwykle sprawiło nam największą przyjemność :)

{jumi[*1]}

A jednak nie jest tak łatwo i kolorowo w tej Azji! Niestety nie wszystko da sie załatwić pięknym uśmiechem i naszym urokiem osobistym... Skubani Wietnamczycy i na takich cwaniaków jak my znaleźli sposób... choć łatwo sie nie poddaliśmy :D MY POLACY!

Wszyscy nas ostrzegali, ze Wietnamczycy bywają niemili i kantują turystów ile wlezie. Do tej pory im nie wierzyliśmy...., ale Hoi An zmieniło całkowicie nasze przekonanie, a pewność siebie została lekko zachwiana. W tym mieście absolutnie każda nasza poważniejsza transakcja zakończyła się awanturą.

1. Zacznijmy od wypożyczenia motorków:

Uparliśmy się, że motorki wypożyczymy za max 3$ za sztukę. I udało się wreszcie znaleźć "motorkarzy", którzy dali nam dwa stare motorki za 3$ każdy, ale przy trzecim, nowszym - super wypasionej maszynie automatic - długo się opierali. W końcu padli...i pojechaliśmy:) Wszystko byłoby pięknie, bo te stare dawały rade, a nowa prawie, że latała. Tylko, że po całodniowej wyprawie poza miasto, postanowiłyśmy pojechać do krawcowej na przymiarki, zabierając ze sobą ta maszynę "cud"...i długo nam tam zeszło. Dotarłyśmy do wypożyczalni, spóźnione jedynie 20 min, a motorkarz wpadł w prawdziwa furie i zażądał od nas "MONEY, MONEY, MONEY!!!!". Na początku naprawdę się przestraszyłyśmy, bo wyglądał jakby miał nas zaraz uderzyć - najbliżej była najmniejsza Monia. Ale na szczęście zdałyśmy sobie sprawę, ze on i tak nie może nam nic zrobić, bo nie zostawiłyśmy mu żadnych dokumentów. Zabrałyśmy nogi za pas i uciekłyśmy prosto do hotelu!

2. Krawcy o dwóch twarzach:

Zamówienia na nasze boskie, bo zaprojektowane przez nas ciuszki, złożyłyśmy w sumie u trzech rożnych krawców. Dwoje z nich okazało sie w porządku, prawie bez poprawek oddając nasze zamówienie. Schody zaczęły sie przy trzecim..., gdzie oczywiście nasze zamówienie było największe (płaszczyk, 2 marynarki, 3 sukienki). O ile te grubsze rzeczy naprawdę im się udały, to z reszta była masa przejść.... Sukienki, które miały mieć długie rękawy, zostały ich drastycznie pozbawione. Przełknęłyśmy to ciągle się uśmiechając, bo nasza Pani krawcowa była nasza najlepsza przyjaciółka! No po prostu uśmiechy, żarty, w drzwiach witało nas "Hello my bestfriends!". No i jak tu sie wkurzac - ostatecznie to tylko rękawy, krótkie tez wyglądały nieźle. Sukienki były poprawiane masę razy, ciągle te same rzeczy. No, bo ile razy można powtarzać, ze jedno ramiączko jest za długie!!! A jednak można dużo razy. W końcu otrzymałyśmy zwykły badziew. Po subtelnej perswazji Pani krawcowa łaskawie naprawiła. W miedzy czasie, w zakładzie, toczyła sie batalia innych klientek. To nic, że uszyłyśmy tam masę rzeczy, pani i tak zażądała zaliczki za nowe zamówienia, nie chcąc oddać nam tych starych - już zapłaconych.... uffff. Mamy dość szycia na najbliższe lata! Nie ma jak wejść do sklepu, przymierzyć, kupić albo po prostu zabrać się i wyjść.

Back To Top