Pierwsze wrażenia z Wietnamu:
- jeżeli wcześniej nam sie wydawało, ze gdzieś jest dużo motorków i skuterów to byłyśmy w WIELKIM bledzie! Tutaj nie ma motorków, tutaj jest MORZE motorków na ulicach!!!Dziś dowiedziałyśmy się, że na 86 mln Wietnamczyków przypada ok.20 mln motorków, a w samym Sajgonie na ok.10mln mieszkańców - 5 mln motorków. Ale ma to tez ukryte znaczenie (teoria przewodnika) - tutaj dziewczyny zarywa sie nie na limuzynę bmw, ale na porządny japoński skuter (ewentualnie chińska trzy razy tańsza podrobe). Tutaj anegdota: Wiecie, czemu największy bohater Wietnamu wujaszek Ho Chi Minh nie miał rodziny???Bo nie miał motorka!! - czyż to nie jest logiczne?:)
- poznałyśmy dwa sposoby przechodzenia przez tutejsze ulice. Pierwszy sposób to podnieść rękę, zamknąć oczy i po prostu iść na druga stronę ulicy bez zatrzymania się. Druga wersja to również pewne przechodzenie bez przystanków, a do tego koniecznie trzeba patrzeć sie kierowcom w oczy. Ale któremu mam sie patrzeć w oczy skoro na jednym pasie jedzie 4-5 motocyklistów???! Na szczęście jak na razie idzie nam całkiem dobrze i nikt w nas jeszcze nie wjechał:)
- najbardziej znany symbol Wietnamu, czyli trójkątne, słomiane kapelusze to nie podpucha! Naprawdę są one w codziennym użyciu! Same takie przywdziałyśmy na chwile - ależ sa fotogeniczne hehe.
- ogólnie jest trochę czyściej niż w Kambodży, ale dalej jest to Azja, wiec hałas i chaos jest wszechobecny (zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę wyżej opisane motorki!). Co więcej, znacznie rzadziej widzi sie tutaj dzieci chodzące samopas po ulicach itp. Wogóle jest ich tu jakby mniej niż w Kambodży.
{jumi[*1]}
Delta Mekongu.
Po raz pierwszy w naszej podroży zdecydowałyśmy sie na zorganizowana przez biuro podroży wycieczkę! Dwudniowa wycieczka po delcie Mekongu :) Cena była niezła, bo 20$/os, co więcej organizacja naprawdę dobra. Wszystko, co miało sie odbyć to sie odbyło. Wszelkie wypisane w ulotce atrakcje były rzeczywiście fajne - degustacja cukierków kokosowych, owoców tropikalnych, a przede wszystkim wina bananowego:)). Do tego hotel, to był taki luksus, jakiego w Azji jeszcze nie zaznałyśmy:)
To były dwa dni spędzone na pływaniu łódeczką i obserwowaniu życia na i w okolicach Mekondu - takiej ogromnej rzeki to jeszcze nie widziałam!!
Ale...Odmawiam udziału w kolejnych zorganizowanych wycieczkach!! Maszerowanie za panem pilotem jak stado bydła, to było totalne odmóżdzenie! Na wszystko jest wyznaczony czas, na robienie zdjęć, na toalete, na podziwianie widoków...I nie można tego zrobić, kiedy indziej, bo przecież grupa czeka i trzeba jechać dalej...
Musze się jednak przyznać, że w niektórych miejscach zachowaliśmy sie jak prawdziwi ""turyści"" :p Pilot zaprowadził nas do pasieki i zaproszono nas do degustacji herbatki z miodem i cytryna - pycha! Ale nikt miodu nie miał zamiaru kupować...Wiec na stole pojawił sie inny produkt domowej roboty - wino bananowe :) Po pierwszym kieliszku wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, ze to na pewno nie smakuje jak wino tylko jak pospolity bimber i ze jest ohydny...Po drugim kieliszku juz sie zaczęliśmy zastanawiać..A kiedy pani z obsługi nalała nam po kolejnym kieliszku byliśmy juz pewni, ze ""wino"" bananowe jest całkiem dobre!!I tak po skończeniu degustacji zakupiliśmy buteleczkę tego specyfiku:) Miało być na Sylwestra, ale niestety nie dotrwało...:)
Jeszcze w Sajgonie zakupiłyśmy open ticket, czyli otwarty bilet autobusowy, na podroż po Wietnamie (Sajgon-Hanoi 1719km) z dowolnie wybranymi przystankami. Mui Ne było pierwszym przystankiem na naszej trasie.
Samo Mui Ne nie wywarło na nas szczególnego wrażenia. Miasteczko ciąganie się wzdłuż jednej jedynej ulicy i w głównej mierze składa sie z plażowych resortów, na które oczywiście nas nie stać...Dlatego tez cale popołudnie straciliśmy na poszukiwania noclegu na nasza kieszeń. W końcu sie udało - 4$/os - jak do tej pory nasz najdroższy nocleg.
Mui Ne i okolice jest owszem rajem dla windsurferow i kitesurferow, ale niekoniecznie dla typowych plażowiczów. Miejsce to wyjątkowo upodobali sobie (niewiadomo, dlaczego) Rosjanie na swoja wakacyjna riwiere.